Ten chlebek kiedyś na stałe gościł w naszym menu i był nieodłączną częścią każdego dnia. Z nim też wiążę swoje pierwsze wspomnienia i kroki w pieczeniu pieczywa na zakwasie. Jednak dopiero teraz zdałam sobie sprawę na czym polegał mój błąd w postępowaniu z zakwasem żytnim.
Tak mi się wydaje, że wiem. Przyczyny doszukałam się w braku odpowiedniego zakwaszania ciasta. Być może wyraziłam się niezbyt jasno, ale chodzi mi o zakwaszenie ciasta w pierwszym etapie.
Swoją drogą i tak sądzę, że mąka żytnia, którą kupiłam w Auchan (gdyż tylko tam się na taką natknęłam) była niedobra gatunkowo(!). Łatwo się domyśleć, że wynikiem była wielokrotna porażka z żytnim. Mimo wszystko nie mam zamiaru się poddać, a szczęśliwym trafem mąka żytnia została sprowadzona do pobliskiego sklepu. Będę miała po nią zdecydowanie bliżej, bo nie będzie to już wymagać dojazdu autkiem. Tymczasem wróciłam do swojego pszennego, na którym zawsze mogę polegać :-)
Przy okazji chciałam podziękować Lisce za wskazówki dotyczące wyrastania chleba w samym koszyku. Jestem taka szczęśliwa, że wszystko poszło jak należy i mogę się cieszyć pierwszym w życiu chlebkiem wyrastającym w samym koszyczku z tak pięknym wzorem na wierzchu! Jak widać w życiu jest wiele pierwszych (chlebowych) razów :-) A tu jeszcze jedna fotka:
0 komentarze