Świąteczne słodkości goszczą dziś na naszym stole. Jak każdego roku tradycyjnie dla młodszych członków rodziny Snickers, a dla wielbicieli mniej słodkich wypieków - cytrynowa W-Ztka.
Zainteresowanych przepisem odsyłam do cytrynowej wuzetki na CinCina, a do snikers poniżej:
Snickers
składniki:
2 puszki orzeszków solonych felix,
1 paczka kremu do karpatki,
1 puszka mleka zagęszczonego słodzonego,
3 jajka,
3/4 szkl. mąki,
3/4 szkl. cukru,
płaska łyżeczka proszku do pieczenia,
polewa czekoladowa.
sposób przygotowania:
Ubić 3 białka, gdy będą sztywne dodać cukier, gdy się rozpuści dodac żółtka, wsypać mąkę i proszek delikatnie wymieszać. Całość wylać na wysmarowaną tłuszczem i wysypaną tartą bułką blaszkę. Piec ok 30 min. w temp ok 170 st. C. Zrobić krem do karpatki wg przepisu (można zastąpić go dowolnym kremem budyniowym). Wcześniej ugotować mleko w puszce - przez 3 h. Pamiętać należy o dolewaniu wody podczas gotowania i żeby nie otwierać gorącej puszki.
Przełożenie:
1. biszkopt
2. krem karpatka
3. potłuczone orzeszki solone
4. mleko słodzone - jeżeli jest zbyt gęste dodać troszkę mleka zwykłego
5. polewa czekoladowa.
Zainteresowanych przepisem odsyłam do cytrynowej wuzetki na CinCina, a do snikers poniżej:
Snickers
składniki:
2 puszki orzeszków solonych felix,
1 paczka kremu do karpatki,
1 puszka mleka zagęszczonego słodzonego,
3 jajka,
3/4 szkl. mąki,
3/4 szkl. cukru,
płaska łyżeczka proszku do pieczenia,
polewa czekoladowa.
sposób przygotowania:
Ubić 3 białka, gdy będą sztywne dodać cukier, gdy się rozpuści dodac żółtka, wsypać mąkę i proszek delikatnie wymieszać. Całość wylać na wysmarowaną tłuszczem i wysypaną tartą bułką blaszkę. Piec ok 30 min. w temp ok 170 st. C. Zrobić krem do karpatki wg przepisu (można zastąpić go dowolnym kremem budyniowym). Wcześniej ugotować mleko w puszce - przez 3 h. Pamiętać należy o dolewaniu wody podczas gotowania i żeby nie otwierać gorącej puszki.
Przełożenie:
1. biszkopt
2. krem karpatka
3. potłuczone orzeszki solone
4. mleko słodzone - jeżeli jest zbyt gęste dodać troszkę mleka zwykłego
5. polewa czekoladowa.
Praca nad świątecznymi przygotowaniami wre. Ponieważ w tym roku również większość obowiązków spoczywa na mnie, a do tego mamy w domu małą i niesamowicie żywotną Lilę muszę podwoić siły.
Mamy już pierogi ruskie, sałatkę warzywną, farsz do uszek, chrzan, spód do Snikersa. Strojna choinka stanęła od wczoraj w pokoju ku uciesze najmłodszej domowniczki.
Zupy pozostawiłam mamie, która wyjątkowo stanęła na wysokości zadania i zakisiła barszcz czerwony.
Jutro kolejny dzień zmagań ze słodkościami i innymi potrawami wigilijnymi.
Przy okazji chcę życzyć wszystkim Odwiedzającym zarówno tym, którzy zaglądnęli tu po raz pierwszy, jak i tym, którzy goszczą tu częściej:
Pachnących pysznymi wigilijnymi potrawami,
ciepłych, pachnących, radosnych,
spędzonych w kochającym gronie
Świąt Bożego Narodzenia.
Mamy już pierogi ruskie, sałatkę warzywną, farsz do uszek, chrzan, spód do Snikersa. Strojna choinka stanęła od wczoraj w pokoju ku uciesze najmłodszej domowniczki.
Zupy pozostawiłam mamie, która wyjątkowo stanęła na wysokości zadania i zakisiła barszcz czerwony.
Jutro kolejny dzień zmagań ze słodkościami i innymi potrawami wigilijnymi.
Przy okazji chcę życzyć wszystkim Odwiedzającym zarówno tym, którzy zaglądnęli tu po raz pierwszy, jak i tym, którzy goszczą tu częściej:
ciepłych, pachnących, radosnych,
spędzonych w kochającym gronie
Świąt Bożego Narodzenia.
Dzisiaj dotarło do mnie pierwsze zamówienie złożone na niemieckim Amazonie. Wierzcie mi lub nie, ale cieszę się z tego faktu jak dziecko :-) Dwie pierwsze książki, które wybrałam z kilkudziesięciu, które chcę kupić w dalekiej lub też niedalekiej przyszłości właśnie spoczywają obok mnie na biurku. Czas by się pochwalić, iż mój wybór padł na:
"Crust & Crumb" Peter Reinhart
"Exceptional Breads: Baker & Spice" Dan Lepard
Bardzo zaskoczyła mnie szybka dostawa, gdyż przy zamówieniu złożonym 25 października figurowała data dostawy między 5 a 22 listopada. A dzisiaj mamy dopiero trzeci listopadowy dzień. Także dodatkowo dostałam przesyłkę przed terminem, nie mówiąc już, że wcale tak drogo to nie kosztuje. Śmiem twierdzić, że w niektórych polskich sklepach internetowych zapłaciłabym więcej i za książki i za przesyłkę.
Już nie mogę doczekać się lektury i wypróbowania przepisów.
Bardzo zaskoczyła mnie szybka dostawa, gdyż przy zamówieniu złożonym 25 października figurowała data dostawy między 5 a 22 listopada. A dzisiaj mamy dopiero trzeci listopadowy dzień. Także dodatkowo dostałam przesyłkę przed terminem, nie mówiąc już, że wcale tak drogo to nie kosztuje. Śmiem twierdzić, że w niektórych polskich sklepach internetowych zapłaciłabym więcej i za książki i za przesyłkę.
Już nie mogę doczekać się lektury i wypróbowania przepisów.
Świeże owoce, których nawet nie potrafię nazwać (poza mango), egzotyczne słodycze i zawiniątko widoczne na zdjęciu to tylko niektóre nowości kulinarne, które przybyły do nas wraz z dziadkiem Lilianki wprost z Wietnamu. Najbardziej zasmakowałam w słonecznie żółtym mango, które zawsze jest wśród tych podarunków przeze mnie wypatrywane. W życiu nie jadłam słodszego i lepszego mango. Te ze sklepu nie dorastają mu nawet do ogonka :-)
Zaciekawiona potrawą zawiniętą w lokalne liście (przywiezioną już po raz drugi), które teść nazywa „Ban czi”, postanowiłam poszukać coś więcej na jego temat. I tak idąc tropem, począwszy od umieszczenia w necie zdjęcia, dowiedziałam się, że w Chinach potrawa ta nazywa się – Zhongzi. Idąc dalej wyszukałam coś najbardziej zbliżonego opisem do tego, co dzisiaj jadłam. W Wietnamie potrawa ta nazywa się Bánh tẻ, co dosłownie oznacza tort ryżowy (rice cake). Robi się go z ryżu, w którym umieszczone jest mięso wieprzowe, Auricularia auricula-judae, cebula, sól i pieprz. Całość zawija się w liście lokalnego drzewa np. bananowca lub bambusa, które smaruje się mączką (rodzaj kleju) po czym Bánh tẻ gotowane jest na parze.
Wkrótce więcej na temat słodyczy. A poniżej jeszcze raz Bánh tẻ:
Zaciekawiona potrawą zawiniętą w lokalne liście (przywiezioną już po raz drugi), które teść nazywa „Ban czi”, postanowiłam poszukać coś więcej na jego temat. I tak idąc tropem, począwszy od umieszczenia w necie zdjęcia, dowiedziałam się, że w Chinach potrawa ta nazywa się – Zhongzi. Idąc dalej wyszukałam coś najbardziej zbliżonego opisem do tego, co dzisiaj jadłam. W Wietnamie potrawa ta nazywa się Bánh tẻ, co dosłownie oznacza tort ryżowy (rice cake). Robi się go z ryżu, w którym umieszczone jest mięso wieprzowe, Auricularia auricula-judae, cebula, sól i pieprz. Całość zawija się w liście lokalnego drzewa np. bananowca lub bambusa, które smaruje się mączką (rodzaj kleju) po czym Bánh tẻ gotowane jest na parze.
Wkrótce więcej na temat słodyczy. A poniżej jeszcze raz Bánh tẻ:
...donoszę, że już niedługo skończy się sesja i pierwszy trymestr, który powoli uwalnia mnie od nieprzyjemnych nudności. Tak, tak. Dla informacji tych, którzy jeszcze nie są wtajemniczeni, spodziewamy się Maleństwa :-) Jak wszystko dobrze pójdzie (trzymam za to bardzo mocno kciuki), to przyjdzie ono na świat w dniu moich urodzin lub nieco wcześniej.
Niemniej, narazie zmagam się z różnymi smakami, które albo pokochałam dozgonnie albo znienawidziłam do reszty przez ostatnie kilka tygodni. Kawa, sery pleśniowe, niektóre żółte odeszły w zapomnienie, a ich zapach odstrasza mnie skutecznie. Za to pomidory mogę pochłaniać w każdej ilość, podobnie białe serki i jasne pieczywo - choć za tym ostatnim wcale wcześniej tak bardzo nie przepadałam. Jemy i gotujemy to na co akuratnie mam ochotę i jest to zazwyczaj coś, co jest już na blogu lub coś, co pamiętam z dzieciństwa, jest proste i szaleję za tym np. ryż z truskawkami. Mam jednak nadzieję, że tuż po sesji zacznę na nowo przygodę z pieczywem w wersji 100% domowej.
Pozdrawiam gorąco wszystkie Cinki i Odwiedzających!
Niemniej, narazie zmagam się z różnymi smakami, które albo pokochałam dozgonnie albo znienawidziłam do reszty przez ostatnie kilka tygodni. Kawa, sery pleśniowe, niektóre żółte odeszły w zapomnienie, a ich zapach odstrasza mnie skutecznie. Za to pomidory mogę pochłaniać w każdej ilość, podobnie białe serki i jasne pieczywo - choć za tym ostatnim wcale wcześniej tak bardzo nie przepadałam. Jemy i gotujemy to na co akuratnie mam ochotę i jest to zazwyczaj coś, co jest już na blogu lub coś, co pamiętam z dzieciństwa, jest proste i szaleję za tym np. ryż z truskawkami. Mam jednak nadzieję, że tuż po sesji zacznę na nowo przygodę z pieczywem w wersji 100% domowej.
Pozdrawiam gorąco wszystkie Cinki i Odwiedzających!
Minęło kilka dni odkąd powitaliśmy nowy, lepszy - mam nadzieję dla wszystkich - rok 2008. Z tej okazji pragnę wszystkim złożyć najserdeczniejsze życienia:
życzę Wam słońca i deszczu, na przemian, żeby się nie nudzić,
kiedy Wam słońca będzie za wiele, to deszcz Was może ostudzić.
Życzę Wam bezpieczeństwa, ostoi w rodzinie, prawdziwego domu,
azylu, który Wam da schronienie i nie powie o niczym nikomu.
Życzę Wam zdrowia dla ciała, miejcie zdrową duszę,
bo kiedy dusza jest chora, to ciało przeżywa katusze.
Życzę Wam kolorów, czarownych barw wesołej tęczy,
barw letnich pachnących ogrodów, czegóż można chcieć więcej?
Życzę Wam dobrego jutra, przyjaciół, szczęścia, zapału,
uporu, dużo czasu, pewności siebie, podróży, pieniędzy i humoru.
Życzę Wam miłości takiej prawdziwej, głębokiej i szczerej,
ona Wam spełni te wszystkie życzenia.
życzę Wam słońca i deszczu, na przemian, żeby się nie nudzić,
kiedy Wam słońca będzie za wiele, to deszcz Was może ostudzić.
Życzę Wam bezpieczeństwa, ostoi w rodzinie, prawdziwego domu,
azylu, który Wam da schronienie i nie powie o niczym nikomu.
Życzę Wam zdrowia dla ciała, miejcie zdrową duszę,
bo kiedy dusza jest chora, to ciało przeżywa katusze.
Życzę Wam kolorów, czarownych barw wesołej tęczy,
barw letnich pachnących ogrodów, czegóż można chcieć więcej?
Życzę Wam dobrego jutra, przyjaciół, szczęścia, zapału,
uporu, dużo czasu, pewności siebie, podróży, pieniędzy i humoru.
Życzę Wam miłości takiej prawdziwej, głębokiej i szczerej,
ona Wam spełni te wszystkie życzenia.
"Oczy me pełne ciebie, jak polne krynice,
Gdzie niebiosa swe jasne odbijają lice.
Uszy me pełne ciebie, jak muszla echowa,
Co szumy oceanu w swojej głębi chowa.
Dłonie me pełne ciebie, jak plecione kosze,
Gdzie jesień składa źrałych owoców rozkosze.
Serce me pełne ciebie, jak korona drzewa
Gniazd ptactwa, co upojną miłości pieśń śpiewa.
Dusza ma pełna ciebie, jako wirów morze,
Co nigdy uśpić swego szaleństwa nie może!" (L.Staff)
Piszę, by i z Wami podzielić się tą radosną informacją. Otóż to małe pudełeczko, jego zawartość i osoba, która mi je podarowała były w ostatnich dniach, a nawet tygodniach numerem jeden. Osoba, o której mowa to nikt inny jak N., dla którego to gotuję te wszystkie pyszności. Szczęściarz - powiedzą niektórzy, ale upewniam, że bardzo sobie zasłużył.
Niedawno znalazłam liścik dołączony do któregoś tam malutkiego prezentu: "Dla najukochańszej kobiety na świecie. Od najukochańszego". Co do własnej części tego szczęścia, również nie mam wątpliwość :-)
Od 27 października br. zaczynamy dzielić to nasze małe i jednocześnie wielkie szczęście razem. Jesteśmy zaręczeni!
Gdzie niebiosa swe jasne odbijają lice.
Uszy me pełne ciebie, jak muszla echowa,
Co szumy oceanu w swojej głębi chowa.
Dłonie me pełne ciebie, jak plecione kosze,
Gdzie jesień składa źrałych owoców rozkosze.
Serce me pełne ciebie, jak korona drzewa
Gniazd ptactwa, co upojną miłości pieśń śpiewa.
Dusza ma pełna ciebie, jako wirów morze,
Co nigdy uśpić swego szaleństwa nie może!" (L.Staff)
Piszę, by i z Wami podzielić się tą radosną informacją. Otóż to małe pudełeczko, jego zawartość i osoba, która mi je podarowała były w ostatnich dniach, a nawet tygodniach numerem jeden. Osoba, o której mowa to nikt inny jak N., dla którego to gotuję te wszystkie pyszności. Szczęściarz - powiedzą niektórzy, ale upewniam, że bardzo sobie zasłużył.
Niedawno znalazłam liścik dołączony do któregoś tam malutkiego prezentu: "Dla najukochańszej kobiety na świecie. Od najukochańszego". Co do własnej części tego szczęścia, również nie mam wątpliwość :-)
Od 27 października br. zaczynamy dzielić to nasze małe i jednocześnie wielkie szczęście razem. Jesteśmy zaręczeni!
W powietrzu pachnie jesienią, a słońce częstuje nas ostatnimi promykami letniego ciepła. Korzystając z tych dobrodziejstw, wychodzę z domu rano, załatwiam niezbędne formalności związane z codziennym życiem (nie moim) i znikam.
Stąd też wielkie braki kulinarne, które mam nadzieję nadrobić wraz z powrotem N. i laptopa, na którym gromadziłam wszystkie ciekawe przepisy do wypróbowania. Z tego powodu proszę o cierpliwość i wybaczenie :-)
Stąd też wielkie braki kulinarne, które mam nadzieję nadrobić wraz z powrotem N. i laptopa, na którym gromadziłam wszystkie ciekawe przepisy do wypróbowania. Z tego powodu proszę o cierpliwość i wybaczenie :-)
Miał być leniwy obiad, chwile tylko dla siebie i przede wszystkim czekoladowy tort z bananami. W końcu to jedyny w roku mój i tylko mój dzień, a jednak nie... Wszystko zakończył telefon kuzynki N., która od dzisiaj jest w miejscowym szpitalu, oczekując na przyjście swojego pierwszego synka. No cóż, takie rzeczy dzieją się tylko raz w życiu, a ten jest o tyle wyjątkowy, że dla mnie pierwszy. Pierwszy raz mam okazję być przy kimś kto spodziewa się nowego małego człowieczka.
Jednocześnie sama zaczęłam dużo myśleć o swoich przyszłych potomkach. Poczułam tą macierzyńską atmosferę. Wystarczyło mi nawet kilka pikantnych wafelków od rana do godziny 16-stej. Później był szybki obaidek - pulpety w sosie koperkowo-chrzanowym w towarzystwie ryżu i ogórków kiszonych.
Jednocześnie sama zaczęłam dużo myśleć o swoich przyszłych potomkach. Poczułam tą macierzyńską atmosferę. Wystarczyło mi nawet kilka pikantnych wafelków od rana do godziny 16-stej. Później był szybki obaidek - pulpety w sosie koperkowo-chrzanowym w towarzystwie ryżu i ogórków kiszonych.
Naszło mnie na eksperymenty, bo coś przez te 6 tygodni rozłąki robić muszę. Już wykalkulowałam, że przez ten tydzień wysprzątam wszystko co się da, a do tego każdego dnia przebiegnę przynajmniej kilometr i przez 30 minut poćwiczę. No, ale okazuje się, że to i tak za mało. Poza normą, czyli obadem + zmywanie poobiednich naczyń, postanowiłam wypracować kulinarnie nagodziny. I tak na otwarłam swoje notatnikowe zapiski o tym, co jeszcze chciałabym wypróbować.
Wybór padł na lamingtons (czy jak kto woli w spolczeniu lamingtony) - tradycyjny australijski deser w postaci biszkoptów w kształcie prostopadłościanów, polanych czekoladowym lukrem i posypanych wiórkami kokosowymi. Całkiem niedawno natknęłam się na przepis na jednym z ulubionych blogów. I tak pierwszym problemem okazało się rozróżnienie caster sugar od icing sugar. W Polsce, jak to w Polsce, a przynajmniej tu gdzie ja mieszkam, rozróżnia się cukier puder i cukier kryształ. A w przepisie na upartego na 4 jaja przypadało aż 3 kubki caster'a. Rozsądnie patrząc na proporcje nie ma szans, żeby był to cukier kryształ, natomiast 3 szklanki pudru zbojkotowała moja mama, która przez cały dzień doprowadza mnie do białej gorączki.
Z tych całych rozwodów nad rodzajem cukru biszkopt się na mnie obraził i postanowił nie wyjść. A tak pięknie zapowiadały go ubite przez KA jajka. Hmm... Mimo wszystko nie poddam się i będzie powtórka.
Wybór padł na lamingtons (czy jak kto woli w spolczeniu lamingtony) - tradycyjny australijski deser w postaci biszkoptów w kształcie prostopadłościanów, polanych czekoladowym lukrem i posypanych wiórkami kokosowymi. Całkiem niedawno natknęłam się na przepis na jednym z ulubionych blogów. I tak pierwszym problemem okazało się rozróżnienie caster sugar od icing sugar. W Polsce, jak to w Polsce, a przynajmniej tu gdzie ja mieszkam, rozróżnia się cukier puder i cukier kryształ. A w przepisie na upartego na 4 jaja przypadało aż 3 kubki caster'a. Rozsądnie patrząc na proporcje nie ma szans, żeby był to cukier kryształ, natomiast 3 szklanki pudru zbojkotowała moja mama, która przez cały dzień doprowadza mnie do białej gorączki.
Z tych całych rozwodów nad rodzajem cukru biszkopt się na mnie obraził i postanowił nie wyjść. A tak pięknie zapowiadały go ubite przez KA jajka. Hmm... Mimo wszystko nie poddam się i będzie powtórka.
Briami, czyli wczorajszy obiad, porażający pięknym zapachem wydobywającym się z piekarnika podczas 1,5-godzinnego pieczenia. Dla wszystkich tych, dla których obiad bez mięska to nie obiad dołożyłam do tego kotlet z kurczaka. Całość natomiast dopełniła lekka sałatka z kapusty pekińskiej.
W ramach wypoczynku zwykle chcemy udać się w ciche, uwolnione od miejskiego gwaru miejsce. Paradoksem jest jednak fakt, że często uciekamy do jeszcze bardzej zatłoczonych, gwarnych letnich miejscowości, które kłębią się od turystów. Czy to nad morzem, czy nad pobliskim zalewem zawsze znajdzie się ktoś kto słucha głośno muzyki lub pije alkohol z przyjaciółmi zachowując się przy tym jakby był panem sytuacji (i miejsca). Zamiast odpoczywać zmieniamy miejsce lub całkiem się zniechęcamy.
Podobne sytuacje spotkały nas w ostatnim czasie nad pobliskim kąpieliskiem, dlatego postanowiliśmy wyruszyć w poszukiwaniu ciszy i spokoju do wypoczynku. Dziś z samego rana wybraliśmy się drugi raz w miejsce, gdzie dźwięki przyrody są jedynymi dźwiękami otoczenia.
Podobne sytuacje spotkały nas w ostatnim czasie nad pobliskim kąpieliskiem, dlatego postanowiliśmy wyruszyć w poszukiwaniu ciszy i spokoju do wypoczynku. Dziś z samego rana wybraliśmy się drugi raz w miejsce, gdzie dźwięki przyrody są jedynymi dźwiękami otoczenia.
Najwidoczniej nastał czas, kiedy los robi wszystko przeciwko mnie. Najpierw zaginął nasz ukochany kotek, później padł dopiero co nastawiony pszenny zakwas, a teraz drugi walczy o przetrwanie w 4 dniu swojego życia. W akcie desperacji zamówiłam już mąkę żytnią, która mam nadzieje pomoże mi w spokoju przygotować pierwszy w życiu udany zakwas żytni.
Mimo wszystko na przekór (nie jestem pewna jak to się pisze? Przepraszam za błędy ortograficzne, ale są one efektem zbyt długiego obcowania z GG i komputerami) przeciwnościom postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę, a mianowicie drożdże instant :-) Nastawiam pain a l'ancienne podane przez Malgosimi, bo w końcu maglosimowe zawsze się udaje.
Trzymajcie kciuki!
Mimo wszystko na przekór (nie jestem pewna jak to się pisze? Przepraszam za błędy ortograficzne, ale są one efektem zbyt długiego obcowania z GG i komputerami) przeciwnościom postanowiłam postawić wszystko na jedną kartę, a mianowicie drożdże instant :-) Nastawiam pain a l'ancienne podane przez Malgosimi, bo w końcu maglosimowe zawsze się udaje.
Trzymajcie kciuki!
Nigdy wcześniej nie smażyłam ryb w głębokim oleju, ale w końcu w życiu przychodzi taki moment, że wszystkiego się prędzej czy później spróbuje. I tak też było. Wybór padł na przepis z "Sekretów kuchni znakomitej" dostępny również na MM pod nazwą: Ryba (filety) z cieście piwnym.
Obyło się bez ochów i achów. Rybka wyszła dobra, ale uważam, że jest wiele wspaniałych przepisów, które nie wymagają zanurzania jej w takich ilościach tłuszczu. Pewnie niektórzy sobie pomyślą, że jestem chorobliwą przeciwniczką smażenia i używania oleju, ale zapewniam, że to nie prawda. Na przykład dziś smażyłam na głębokim oleju krewetkowe prażynki Tao Tao, które bez obecności oleju miałyby nieco inny smak. Były bardzo dobre!
Obyło się bez ochów i achów. Rybka wyszła dobra, ale uważam, że jest wiele wspaniałych przepisów, które nie wymagają zanurzania jej w takich ilościach tłuszczu. Pewnie niektórzy sobie pomyślą, że jestem chorobliwą przeciwniczką smażenia i używania oleju, ale zapewniam, że to nie prawda. Na przykład dziś smażyłam na głębokim oleju krewetkowe prażynki Tao Tao, które bez obecności oleju miałyby nieco inny smak. Były bardzo dobre!
Dziś burasek vel Klusek jedzie do nowego domu. Z tego powodu nie będzie dzisiaj żadnej kulinarnej notatki, ponieważ obiad zjemy u znajomych, do których Buraska wieziemy.
Podróż na pewno będzie trudno, bo to aż 3 godziny drogi do Lublina i nie wiem jak kotek ją zniesie. Mam jednak nadzieję, że nie będzie nam sprawiał większych problemów przez które podróż może się znacznie przedłużyć. Wygodny koszyk, woda i powinno wystarczyć.
Podróż na pewno będzie trudno, bo to aż 3 godziny drogi do Lublina i nie wiem jak kotek ją zniesie. Mam jednak nadzieję, że nie będzie nam sprawiał większych problemów przez które podróż może się znacznie przedłużyć. Wygodny koszyk, woda i powinno wystarczyć.
Po drugie Agusiowa zupa ze szparagów. Wspaniałe odkrycie i ratunek dla szparagów, które z braku czasu zwiędły w lodówce. Szkoda tylko, że zjadłam zaledwie kilka łyżek. Mimo wszystko uważam, że to najlepsza szparagowa potrawa jaką dotychczas jadłam.
I po trzecie coś bardzo proste, co pamiętam z dzieciństwa. Co jakiś czas zastępowało to rybę lub pierogi w piątek na babcinym obiedzie. A jak wiadomo babcine obiady zawsze się pamięta i z ogromną przyjemnością do nich się wraca.
Powstający w czasie smażenia przypieczony kraniec jajka nazywałam "koronką". Jeśli na obiad było jajko sadzone, to zawsze musiało być właśnie z koronką :-)
Gdyby zapach dało się sfotografować z pewnością byłoby to wspaniałe zdjęcie. Niesamowicie aromatyczne i orientalne danie. Już pierwsze chwile gotowania, wydobywanie zapachu i smaku przypraw sprawia niesamowitą przyjemność. Nie muszę dodawać, że jest cudowne w smaku!
I szczerze mówiąc, nawet nie pamiętam, czy wcześniej zamieszczałam tu notatkę o tym przepisie, ale jest tak pychotne, że warto wspomnieć o nim raz jeszcze. Chodzi mi dokładnie o curry z kurczaka Grzegorza.
Wczoraj zrobiliśmy sobie 1-dniowy wypad nad Solinę. Spragnieni odpoczynku wyjechaliśmy o 8 rano do Polańczyka i już po 2 godzinach podróży byliśmy na miejscu. Na szczęście pogoda nie zrobiła nam psikusa. Wypożyczyliśmy rowerek wodny na 3-godziny, co oznaczało tyle samo wspaniałego lenistwa od czasu do czasu połączonego z pedałowaniem :-) I wszystko byłoby cudne, gdyby nie niekulturalna obsługa, sporo ludzi i - o zgrozo - muzyka puszczana na cały regulator. Nie wiem po, co miałabym słuchać na środku zalewu piosenek radia Zet, ale widocznie niektórym jest to potrzebne.
Po pysznym pstrągu z grill (był oszałamiająco dobry!!!) i krótkim odpoczynku pojechaliśmy na nasze stare miejsce do Zawozu. Cudne i ciche jak zawsze... (na zdjęciu i tutaj też)
Po pysznym pstrągu z grill (był oszałamiająco dobry!!!) i krótkim odpoczynku pojechaliśmy na nasze stare miejsce do Zawozu. Cudne i ciche jak zawsze... (na zdjęciu i tutaj też)