Niedawno podczas porządkowania kuchenny szuflad natknęłam się na dawno zapomniane sushi nori. Jako, że domowe sushi niezbyt nam smakowało, postanowiłam poszukać innego sposobu wykorzystania tych płatków alg. Z pomocą przyszła - będąca w centrum mojej uwagi - książka R. Bertineta "Crust". Powoli zaczynam na własnym podniebieniu przekonywać się skąd ten tytuł :)
Przygotowując te malutkie i niezwykle ładne bułeczki postanowiłam być wierna technice zagniatania ciasta bez podsypywania mąką, dając tym samym odpoczynek KA. Odkąd w moim życiu pojawiła się Lila jestem zdecydowanie bardziej cierpliwa, co też miało swój wpływ na zmianę lepkiego ciasta w gładką i elastyczną kulę. W głębi serca nie sądziłam, że uda mi się tego dokonać, a jednak... Bułeczki znikły wraz z ukrytym za chmurami słońcem, po tym jak moje Kochanie wróciło z pracy do domu i z wielkim apetytem wszamało na spółkę z córcią całą porcję.
Porcja na 10-12 bułeczek
10g świeżych drożdży
500g mąki pszennej, najlepiej chlebowej
10g soli
350g wody
75g sake lub mirin
1x 11g sushi nori*
30-40g sezamu
mąka do podsypania
olej lub roztrzepane jajko
*nie warzyłam tylko dałam tyle, żeby pokryć powierzchnię ciasta.
sposób przygotowania:
Drożdże rozkruszyć do miski, w której znajduje się mąka, sól i woda. Wymieszać wszystko łyżką, ręką lub jak to robi Bertinet - plastikową szpatułką pdoboną do załączonej w KA. Gdy wszystko się połączy, przekładamy ciasto na deskę wygarniając dobrze wszystkie resztki na ściankach. Wyrabiamy, aż będzie gładkie i elastyczne. Wkładamy z powrotem do lekko oprószonej mąką miski, przykrywamy folią i odstawiamy na 1h do wyrośnięcia.
Następnie przekładamy z powrotem ciasto na lekko oprószoną deskę. Wałkujemy do momentu otrzymania około 5mm grubości. Skrapiamy sake lub mirinem, przykrywamy warstwą sushi nori z zachowaniem niewielkiego marginesu przy każdym brzegu. Po czym znów skrapiamy algi pozostałym sake lub mirinem. Posypujemy sezamem zostawiając trochę na posypanie wierzchów. Rolujemy całość dobrze zabezpieczając brzegi i końce rolady. Tniemy w plasterki. Bertinet pisze o plasterkach 1cm grubości, ja jednak pokroiłam wg własnego uznania. Układamy na posmarowanej olejem blasze lub w przygotowanych wcześniej formach, miseczkach - co kto lubi :)
Odstawiamy na 30-45 minut do wyrośnięcia. W tym czasie rozgrzewamy piekarnik do 250C.
Przed samym włożeniem do piekarnika spryskujemy wnętrze piekarnika wodą. Ja posmarowałam wierzch roztrzepanym z mlekiem jajkiem, gdyż mój piekarnik niezbyt ładnie rumieni wierzch. Wkładamy bułeczki i pieczemy 10-15 minut, po czym studzimy na kratce.
12 komentarze
Ja domowe sushi uwielbiam. Moj M. robi rewelacyjne :) A buleczki to rzeczywiscie swietny pomysl na wykorzystane resztek alg. I ladnie sie prezentuja :))
OdpowiedzUsuńA to ja poproszę o przepis :) Mój N. próbował z zestawu do sushi, ale jakoś nam ocet ryzowy nie podszedł w podanych proporcjach.
OdpowiedzUsuńale genialny pomysł
OdpowiedzUsuńTo coś zdecydowanie dla mnie!:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
P.S. Lila, jakie śliczne imię:)
Zachęcam gorąco do wypróbowania. Osobiście zastanawiam się czy ktoś się kiedykowiek podzieli ze mną wrażeniami z wypróbowania przepisu :-P
OdpowiedzUsuńPatrycjo, to było jedyne imię stanowiące część wspólną moich propozycji i męża. W całości brzmi - Lilianna :) Moja mama się złościła jak N. mówił, że jak się lekarz pomylił to będzie Lilek.
jestem oczarowana , chyba muszę sprawdzić w praktyce ten przepis
OdpowiedzUsuńmargot, u nas dziś powtórka z pełnej porcji :) Szybko i sprawnie idą.
OdpowiedzUsuńAle super! Domowe sushi też mi nie podchodzi, wiec z pewnością upiekłabym te bułeczki :)
OdpowiedzUsuńCałusy!
Wiem, wiem, że Lilianna, ale to takie urocze zdrobnienie Lila;)
OdpowiedzUsuńP.S. Lilek, cudnie! I śmiesznie:)
Bardzo oryginalna propozycja Aleksandro! Efektowne te buleczki :)
OdpowiedzUsuńHej! Najpierw muszę przekonać męża do japońskich bułeczek sushi. Jeżeli mi się uda, to wtedy postaram się podzielić wrażeniami po skonsumowaniu tych cudnie wyglądających bułeczek:D Pozdrawiam:D
OdpowiedzUsuńJulko, mój najpierw zobaczył zdjęcia w necie i powiedział, że ładne. Jak usłyszał, że to czarne to sushi nori to był bardzo sceptyczny, po czym zmienił zdanie jak spróbował :) Aczkowiek muszę dodać, że nie jest kulinarnym tradycjonalista, bo takiego pewnie trudniej byłoby przekonać.
OdpowiedzUsuń