Pomysł zaczerpnięty z fantastycznego zbioru Mirabelki. Narobił mi takiego smaka na czekoladę, jak nigdy dotąd, a możliwość połączenia jej z zakwasem była dla mnie jeszcze większą pokusą. Nie oparłam się jej i tak oto powstał dzisiaj rano murzynek. Przez noc przemieszkał w zimnej kuchni, by nad ranem wylądować w przyjemnie ciepłym piekarniku.
Przyznam szczerze, że odkąd poznałam połączenie domowej roboty zakwasu z wszelkimi wariacjami ciast jestem zakochana. I o ile chleby nie są jeszcze tak dobre jak z piekarni, bo są po prostu inne, tak bez porównania te słodkości z małą dozą dzikich drożdży i bez grama tych instant czy też proszku do pieczenia są wyjątkowe.
Przyznam szczerze, że odkąd poznałam połączenie domowej roboty zakwasu z wszelkimi wariacjami ciast jestem zakochana. I o ile chleby nie są jeszcze tak dobre jak z piekarni, bo są po prostu inne, tak bez porównania te słodkości z małą dozą dzikich drożdży i bez grama tych instant czy też proszku do pieczenia są wyjątkowe.
2 komentarze
Vill, znakomiciewyglada tem murzynek. Taaaki puchaty!!
OdpowiedzUsuńTylko czy on w smaku klasycznego murzynka przypomina czy raczej ciasto drozdzowe?
Agus on w smaku najbardziej przypomina mi piernik. Mirabelka tez pisala ze ma piernikowy smak. Ja przelozylam go pozniej dzemem truskawkowym i okrzyknieto go wtedy juz zupelnie piernikiem :-) Wogóle nie było czuc smaku drozdzowego.
OdpowiedzUsuń