Nie rozpiera mnie ogromny entuzjazm na hasło - tradycyjna kuchnia naszych babć, prababć i praprababć. Z resztą to widać na blogu: mało wieprzowiny, wołowiny ogólnie pieczeni, w zasadzie same ptaszyska i to w przepadze filety. Do tego niewiele ciast i ciasteczek, które tak bardzo lubiłam w dzieciństwie. Niemniej jednak okres przedświąteczny skłania mnie do wspomnień i podróży w czasie do zapomnianych potraw.
Kiedy byłam mała babcia zawsze wybierała mi z mięsa chrząstki, kostki oraz wszelkie galaretkowate fragmenty. Byłam bardzo wybredną dziewczynką, mogącą o byle co, pogniewać się na obiad. Dziś mogę powiedzieć, iż dojrzałam do mięs z kością, choć nie jadam ich zbyt często, bo wiązałoby się to z całotygodniowym obiadem tylko dla mnie ze względu na pozostałych zjadaczy. Ciast nie piekę, bo byłoby podobnie jak z mięsem, w ostateczności musiałyby przeleżeć wieki. Oczywiście na początku każdy by spróbował, by później wypominać kalorie i to, że się od nich roztyjemy :-)
Tak wygląda po krótce historia różnych gatunków pokarmu (ale zabrzmiało) w moim domu. Zawsze jednak intrygowały mnie niektóre przepisy. I aby do tego wszystkiego uczynić wstęp wspomnę tu najpierw o sękaczu. Wypieku intrygującym swoim kształtem i fakturą, a do tego zachwycającym (przynajmniej mnie) smakiem. Tak bardzo mnie to wszystko zaciekawiło, że zawsze chciałam wiedzieć, jak się taki sękacz robi. W końcu przeszłam już pomyślnie początki pieczenia chleba, więc i na sękacz mogłaby przyjść pora. Mogłaby, bo niestety nie dysponuję jedną najważniejszą rzeczą. Jak? O tym zaraz się przekonacie.
W przepisach "Na łęczyńskim stole" znalazłam odpowiedź (wraz z przepisem) na moje odwieczne sękaczowe pytanie. Przepis opiewał w niebotyczne ilość składników jak: 60 sztuk jaj, 1 kg mąki, 1kg cukru, 1kg masła, 4 fiolki aromatu do ciast, 1 proszek do pieczenia i kilka innych. Jeśli zaś chodzi o przygotowanie to napisane jest tak:
"Do pieczenia sękacza potrzebny jest piec węglowy, drobno porąbane drewno, najlepiej brzozowe, specjalny rożen z długim wałkiem oraz "koszulka" czyli płócienny woreczek na wałek. Wałek w "koszulce" należy nasmarować grubo masłem i przymocować na stelażu tak, aby swobodnie się obracał.
Żółtka oddzielić od białek. Białka ubić na sztywną pianę, a następnie dodać cukier. Dalej ubijać. Dodać żółtka i dokładnie wymieszać. Następnie mieszając dodawać powoli mąkę i pozostałe składniki. Na koniec dodać stopione, wystudzone masło.
Stelaż należy umieścić bezpośrednio nad ogniem i rozpocząć kręcenie wałkiem.
Gdy masło zaczyna się topić, polewać kręcony wałek porcjami ciasta (po łyżce). W ten sposób tworzą się warstwy sękacza. Po upieczeniu ostatniej warstwy zdjąć wałek ze stelażu i pozostawić do wystygnięcia. Gdy sękacz ostygnie usunąć wałek w „koszulce” ze środka i postawić na podstawce. Kroić w poprzek.
W pieczeniu sękacza biorą udział co najmniej 2 osoby: jedna kręci wałkiem, druga nakłada porcje ciasta. Wypiek trwa około 2 godzin."
Tak więc nie mam póki co pieca. Lecz kto wie. Może kiedyś uda mi się taki piec znaleźć i upiec w nim sękacz. Czas pokaże. Tymczasem wkrótce zamieszczę przepis na bigos myśliwski z łęczyńskich przepisów.
0 komentarze