U nas zwykło się to właśnie tak nazywać, jak napisane jest w tytule. Prawdziwej nazwy nigdy nie pamiętam, a i teraz nie mogę odnaleźć przez to przepisu na MM. Dodam tylko, że jest to przepis autorstwa Grzegorza i sięga czasów, kiedy gotowałam na stancji w Lublinie.
Najbardziej zapadł mi w pamięci ostatni etap przygotowania polegający na odparowaniu sosu, który zawsze współlokatorzy podjadali drewnianą łyżką, tłumacząc, że pomagają mu odparować :-)
40dag filetów z kurczaka
2 pory, same białe części
5 plastrów ananasa
2 garście kiełków sojowych
kostka rosołowa, na pół litra wody
pół szklanki zalewy z ananasów
sól
świeżo zmielony czarny pieprz
ząbek czosnku
świeży imbir, ok. 3cm
łyżeczka mąki ziemniaczanej
6 łyżek oleju
garść szczypiorku, do dekoracji
marynata:
dwie łyżki ostrego gotowego sosu chili lub słodko-ostrego
4 łyżki sosu sojowego
2 łyżki wódki (opcjonalnie)
sposób przygotowania:
Najpierw pierś kurczaka - myjemy, osuszamy i kroimy w paski mniej więcej 3cm na 1 cm na 1cm.
Paski wrzucamy do miski, zalewamy marynatą, dokładnie mieszamy i zabieramy się za pozostałe składniki potrawy.
Pory myjemy, kroimi na cieniutkie długie paski.
Czosnek i imbir obieramy i kroimi na cienki plasterki.
Ananasa kroimi na niezbyt małe kawałki.
Kostkę rosołową zalewamy wrzątkiem, mieszamy, dodajemy zalewy z ananasów, mąkę ziemniaczaną i jeszcze raz dokładnie mieszamy.
Na woku rozgrzewamy połowę oleju, wrzucamy kurczaka z marynatą i smażymy przez 2 minuty na największym ogniu, cały czas mieszając. Kiedy wszystkie kawałki będą podsmażone zdejmujemy je łyżką cedzakową do jakiejś miseczki.
Wok stawiamy ponownie na ogniu, dodajemy w razie potrzeby olej, rozgrzewamy i smażymy przez minutę pora ciągle mieszając. Dodajemy imbir, czosnek oraz ananasy. Smażymy następne 2 minuty na dużym ogniu, po czym dodajemy kurczaka i kiełki. Zmniejszamy ogień o połowę i wlewamy przygotowany bulion. Trzymamy na ogniu cały czas mieszając jakieś 3-4 minuty. Doprawiamy solą (czasami to niekonieczne) oraz pieprzem.
Pod koniec można dodać jeszcze sosu chili jak kto lubi.
Podawać z ryżem posypane szczypiorkiem.
4 komentarze
a ja w pierwszych latach studiów jadłam ciągle placki ziemniaczane naprzemian z sałatką z tuńczyka i kukurydzy :))
OdpowiedzUsuńOooo sałatka też była! Właśnie taka :-)
OdpowiedzUsuńWygląda bardzo apetycznie! Też robię "chińszczyznę", która z prawdziwym daniem z "tych okolic" ma zapewne niewiele wspólnego ;-) Nawet podobnie wygląda (i to nie tylko przez obecność ryżu ;-) )
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, to chciałabym napisać, że dopiero niedawno znalazłam Twojego bloga no i nie ukrywam, że bardzo się mi spodobał :-) Pewnie takie wypowiedzi często się powtarzają. Pomyślałam sobie jednak, że też dołączę do pochwał bo jest za co chwalić :-)
Pozdrawiam!
Serdecznie dziękuję Angelo!
OdpowiedzUsuń