O wolnych rodnikach i przyprawionym marchwiowo-jabłkowym smoothie
wtorek, stycznia 28, 2014
5 razy dziennie owoce i warzywa? Każdy z nas o tym wie, ale mało kto przestrzega tej prostej zasady zdrowego odżywiania. Na co dzień zabiegani często nie mamy nawet czasu o tym pomyśleć, a przecież zdrowe odżywianie to klucz nie tylko do zdrowia, ale również do dobrego samopoczucia, pięknej cery, smukłej sylwetki. Długookresowo to także niezwykle ważna ochrona naszego organizmu przed wolnymi rodnikami.
2-4 porcji**
składniki:
2 nieduże marchewki, dokładnie umyte lub obrane
1 mały ogórek, dokładnie umyty i obrany
1 duże jabłko, umyte ze skórką, wydrążony środek
1 pomarańcza, obrana
sok z ½ cytryny
1 cm kawałek imbiru, obrany
kilka gałązek mięty
⅓ łyżeczki cynamonu
szczypta świeżo zmielonej gałki muszkatołowej
1-2 szklanki wody źródlanej
do posłodzenia:
miód lub syrop klonowy (opcjonalnie)
**w zależności od wielkości owoców i warzyw oraz szklanek w jakich podamy
sposób przygotowania:
Owoce i warzywa dokładnie umyć. Marchew, ogórek i jabłko pokroić w mniejsze kawałki odpowiednie do blendowania.
Wolne rodniki powstają w organizmie w wyniku reakcji metabolicznych a zwłaszcza w procesie spalania wielonienasyconych kwasów tłuszczowych. Mogą również pochodzić z zewnątrz ze skażonego powietrza, dymu z papierosów, występują w zjonizowanym powietrzu, wysoko przetworzonej lub zepsutej żywności, lekach itp. Wolne rodniki tworzą się w wielu produktach spożywczych jak: wyroby cukiernicze o długich terminach przydatności do spożycia, produkty mięsne i roślinne. Dotyczy to szczególnie tłuszczów zawierających wielonienasycone kwasy tłuszczowe, które bardzo łatwo ulegają utlenieniu. Najwięcej tych kwasów zawiera olej kukurydziany i słonecznikowy a najmniej oliwa z oliwek i olej lniany. W produktach smażonych lub długo przechowywanych, tłuszcze ulegają szybkiemu utlenieniu i pokarmy te zawierają bardzo dużo wolnych rodników. Spożycie takich pokarmów jak chipsy, frytki, krakersy, ciastka, ciasto do pizzy, sosy sałatkowe itp.
W każdej komórce ciała w reakcjach chemicznych uczestniczą cząsteczki tlenu z których pewna część nie ulega pełnej redukcji. Wytwarzają się wtedy wolne rodniki tlenu. W wyniku uszkodzenia błony komórkowej komórka nie jest wstanie pełnić swych właściwych funkcji metabolicznych, uszkodzenia kodu genetycznego prowadzą do powstawania nowotworów, zaburzeń czynnościowych układu krążenia, mózgu i innych narządów. Utleniając cholesterol LDL powodują zmiany miażdżycowe w naczyniach krwionośnych nawet u osób młodych żyjących w warunkach skażonego środowiska i odżywiających się niewłaściwie. Dlatego też wolne rodniki uważa się za jedną z głównych przyczyn procesu starzenia się organizmu. (Źródło: portalwiedzy.onet.pl)
Marchwiowo-jabłkowe smoothie z aromatycznym twistem
składniki:
2 nieduże marchewki, dokładnie umyte lub obrane
1 mały ogórek, dokładnie umyty i obrany
1 duże jabłko, umyte ze skórką, wydrążony środek
1 pomarańcza, obrana
sok z ½ cytryny
1 cm kawałek imbiru, obrany
kilka gałązek mięty
⅓ łyżeczki cynamonu
szczypta świeżo zmielonej gałki muszkatołowej
1-2 szklanki wody źródlanej
do posłodzenia:
miód lub syrop klonowy (opcjonalnie)
**w zależności od wielkości owoców i warzyw oraz szklanek w jakich podamy
sposób przygotowania:
Owoce i warzywa dokładnie umyć. Marchew, ogórek i jabłko pokroić w mniejsze kawałki odpowiednie do blendowania.
Migdałowe, cytrynowe, żurawinowe, morelowe, pełnoziarniste. Tradycyjne migdałowe lub anyżowe ciastka biscotti to tradycyjna włoska specjalność pieczona od wieków w słonecznej Italii. W dawnych czasach żeglarze chętnie zabierali je ze sobą w kilku miesięczne rejsy ze względu na to, że były one odporne na pleśń. Właściwość tę zawdzięczały procesowi pieczenia podczas którego z herbatników wyciągana jest wilgoć, a po upieczeniu biscotti stają się kruche i twarde niczym sucharki. Biscotti docenił sam Krzysztof Kolumb, który w czasie swoich długich morskich podróży nie rozstawał się ze swoimi ulubionymi ciastkami.
Wracając jednak do teraźniejszości, w dzisiejszych czasach biscotti jada się na wiele sposobów. Włosi traktują je jako "ciasteczka do maczania" w towarzystwie pysznej kawy lub cappuccino, a nawet do specjalnego wina znanego jako Vin Santo. Biscotti jada się także na śniadanie. Ach... Uwielbiałam słodkie włoskie śniadania podczas naszego wakacyjnego pobytu w Toskanii. A te biscotti swoim rumianym kolorem przywołują wspomnienia z tamtych dni.
składniki:
1 szklanka pełnoziarnistej mąki pszennej
¾ szklanki mąki uniwersalnej
¼ szklanki z jasnobrązowego cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 duże jajka, roztrzepane w temperaturze pokojowej
¼ szklanki niesłodzonego mleka migdałowego mleka*
2,5 łyżki stopionego oleju kokosowego**
2 łyżki syropu klonowego lub syropu z agawy
1 łyżeczka ekstraktu z migdałów
1 szklanka suszonych owoców (użyłam suszone żurawiny i morele)
½ szklanki z lekko uprażonych migdałów, posiekanych w słupki
otarta skórka z jednej cytryny
*lub innego, którego używacie w domu
**dostępny w dobrych supermarketach oraz on-line
Wracając jednak do teraźniejszości, w dzisiejszych czasach biscotti jada się na wiele sposobów. Włosi traktują je jako "ciasteczka do maczania" w towarzystwie pysznej kawy lub cappuccino, a nawet do specjalnego wina znanego jako Vin Santo. Biscotti jada się także na śniadanie. Ach... Uwielbiałam słodkie włoskie śniadania podczas naszego wakacyjnego pobytu w Toskanii. A te biscotti swoim rumianym kolorem przywołują wspomnienia z tamtych dni.
1 szklanka pełnoziarnistej mąki pszennej
¾ szklanki mąki uniwersalnej
¼ szklanki z jasnobrązowego cukru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 duże jajka, roztrzepane w temperaturze pokojowej
¼ szklanki niesłodzonego mleka migdałowego mleka*
2,5 łyżki stopionego oleju kokosowego**
2 łyżki syropu klonowego lub syropu z agawy
1 łyżeczka ekstraktu z migdałów
1 szklanka suszonych owoców (użyłam suszone żurawiny i morele)
½ szklanki z lekko uprażonych migdałów, posiekanych w słupki
otarta skórka z jednej cytryny
*lub innego, którego używacie w domu
**dostępny w dobrych supermarketach oraz on-line
Wyobraźcie sobie smaczne i proste drugie danie, którego przygotowanie to dosłownie chwilka. Sekretem sukcesu tego dania jest z pewnością świeży i dobry jakościowo filet z ulubionej ryby. Może to być na przykład tilapia.
2-3 porcje
składniki:
2 łyżki masła
2 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
1/4 łyżeczki pieprz
1/4 łyżeczki soli
szczypta suszonej natki pietruszki
1/4 łyżeczki słodkiej papryki w proszku
4 świeże filety tilapia
cytryna, pokrojona w ćwiartki (do podania)
sposób przygotowania:
W małym rondelku rozpuścić masło, dodać czosnek, pieprz, sól, natkę i paprykę. Wymieszać, a następnie podgrzać na małym ogniu do momentu, aż masło zacznie lekko bulgotać z przyprawami. Zdjąć z ognia.
Za pomocą pędzla silikonowego wysmarować niewielką ilością przygotowanego masła dno płaskiego naczynia żaroodpornego. W razie potrzeby wyłożyć naczynie folią aluminiową.
2-3 porcje
składniki:
2 łyżki masła
2 ząbki czosnku, przeciśnięte przez praskę
1/4 łyżeczki pieprz
1/4 łyżeczki soli
szczypta suszonej natki pietruszki
1/4 łyżeczki słodkiej papryki w proszku
4 świeże filety tilapia
cytryna, pokrojona w ćwiartki (do podania)
sposób przygotowania:
W małym rondelku rozpuścić masło, dodać czosnek, pieprz, sól, natkę i paprykę. Wymieszać, a następnie podgrzać na małym ogniu do momentu, aż masło zacznie lekko bulgotać z przyprawami. Zdjąć z ognia.
Za pomocą pędzla silikonowego wysmarować niewielką ilością przygotowanego masła dno płaskiego naczynia żaroodpornego. W razie potrzeby wyłożyć naczynie folią aluminiową.
Lubicie bataty? Jeśli tak, to koniecznie musicie wypróbować tę zupę. To istne niebo na podniebieniu, które odkryłam całkiem przypadkiem. Słodkie ziemniaki mieszkały w naszej lodówce w oczekiwaniu na przygotowanie ciasta. Niestety w weekend dopadło mnie lenistwo, a czas płyną. Żeby nie zmarnować niecodziennego składnika postanowiłam poszukać czegoś co mnie zaskoczy. Pośród kombinacji słodki ziemniak + marchew znalazłam coś co natychmiast rzuciło mi się w oczy - przepis z magazyn Bon Appetit.
Dodatek gałki muszkatołowej oraz cynamonu intryguje, dodając zupie nieco słodki i egzotyczny aromat. Świeże i (koniecznie) chrupki liście selera znakomicie równoważą kremową konsystencję zupy.
W sekrecie powiem Wam, że zupa uwiodła całą naszą rodzinę. Pierwszy raz przekonałam tym smakiem swojego N. do słodkich ziemniaków. Mniam!
składniki:
2 łyżki masło
1 szklanka posiekanej cebuli
2 małe, posiekane łodygi selera naciowego
1 średni por, pokrojony ( biała i jasnozielona część)
1 duży ząbek czosnku, posiekany
600g (ok. 5 szklanek) słodkich ziemniaków, obrane, pokrojone w nieduże kawałki
4 szklanki bulionu z kurczaka (bulion z warzyw w opcji wegetariańskiej)
1 laska cynamonu
1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej
2 łyżki syropu klonowego
1 1/2 szklanki śmietany lub jogurtu (opcjonalnie)
liście z łodygi selera naciowego, posiekane
sposób przygotowania:
Na średnim ogniu roztopić masło w dużym garnku z grubym dnem. Dodać posiekaną cebulę i dusić przez około 5 minut. Dodaj pokrojone łodygi selera i pora sauté około 5 minut. Dodać czosnek po czym pozostawić na ogniu jeszcze przez 2 minuty.
Dodatek gałki muszkatołowej oraz cynamonu intryguje, dodając zupie nieco słodki i egzotyczny aromat. Świeże i (koniecznie) chrupki liście selera znakomicie równoważą kremową konsystencję zupy.
W sekrecie powiem Wam, że zupa uwiodła całą naszą rodzinę. Pierwszy raz przekonałam tym smakiem swojego N. do słodkich ziemniaków. Mniam!
składniki:
2 łyżki masło
1 szklanka posiekanej cebuli
2 małe, posiekane łodygi selera naciowego
1 średni por, pokrojony ( biała i jasnozielona część)
1 duży ząbek czosnku, posiekany
600g (ok. 5 szklanek) słodkich ziemniaków, obrane, pokrojone w nieduże kawałki
4 szklanki bulionu z kurczaka (bulion z warzyw w opcji wegetariańskiej)
1 laska cynamonu
1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej
2 łyżki syropu klonowego
1 1/2 szklanki śmietany lub jogurtu (opcjonalnie)
liście z łodygi selera naciowego, posiekane
sposób przygotowania:
Na średnim ogniu roztopić masło w dużym garnku z grubym dnem. Dodać posiekaną cebulę i dusić przez około 5 minut. Dodaj pokrojone łodygi selera i pora sauté około 5 minut. Dodać czosnek po czym pozostawić na ogniu jeszcze przez 2 minuty.
Dzisiejszy wpis zdecydowanie odbiega charakterem od pozostałych choć mam nadzieję, że być może Was zainteresuje. Będzie trochę orientalnie, kulinarnie no i zdecydowanie pamiątkowo. Wszystko za sprawą podarunków, które nijak nie mogą zachować się jako pamiątki, a które w grudniu dostaliśmy od mojego teścia tuż po powrocie z rodzinnych stron.
Jak zawsze musiało być dużo frajdy dla L., która z ciekawością rozpakowywała torbę dziadka aczkolwiek chyba nie do końca jeszcze potrafi sobie wyobrazić skąd ten dziadek jej wraca i gdzie konkretnie ten Wietnam jest choć stara się to przełożyć licząc w odległościach, które już zna i pyta: "Mamo, jak daleko jest do tego Wietnamu? Ile razy to do Włoch?". Włochy to jej jak dotąd ulubiony kraj, do którego chce na każdym kroku wracać. Nie zraziła ją kilkunastogodzinna podróż samochodem. Nawet Disneyland w Paryżu nie zdyskwalifikował Włoch w rankingu wakacyjnych celów podróży. Włochy są dla Lilii nr 1 i aż sama się dziwię dlaczego? Ale może nie będę aż tak bardzo dociekliwa, bo sama chętnie chciałabym tam wrócić :-)
Wśród wielu dobrych prezentów, które można było przewieźć w samolocie znalazł się makaron sojowy, suszone grzyby shitake, orzeszki ziemne w brązowych łupkach, jedwabne kimono dla L., paczka zielonej herbaty, słodycze wietnamskie, o których zrobię osobny wpis oraz tytułowe Ô Mai. Z drugiej strony nie mam pojęcia jak teść zmieścił to wszystko wraz ze swoimi rzeczami, ale widać bardzo zależało mu na uszczęśliwieniu wnuczki.
Ô Mai zamknięte w skromne plastikowe opakowania na pierwszy rzut oka przypomina nasze suszone owoce. I tyle też ma z nimi wspólnego. Ô Mai to coś więcej niż suszone owoce.
Jak zawsze musiało być dużo frajdy dla L., która z ciekawością rozpakowywała torbę dziadka aczkolwiek chyba nie do końca jeszcze potrafi sobie wyobrazić skąd ten dziadek jej wraca i gdzie konkretnie ten Wietnam jest choć stara się to przełożyć licząc w odległościach, które już zna i pyta: "Mamo, jak daleko jest do tego Wietnamu? Ile razy to do Włoch?". Włochy to jej jak dotąd ulubiony kraj, do którego chce na każdym kroku wracać. Nie zraziła ją kilkunastogodzinna podróż samochodem. Nawet Disneyland w Paryżu nie zdyskwalifikował Włoch w rankingu wakacyjnych celów podróży. Włochy są dla Lilii nr 1 i aż sama się dziwię dlaczego? Ale może nie będę aż tak bardzo dociekliwa, bo sama chętnie chciałabym tam wrócić :-)
Wśród wielu dobrych prezentów, które można było przewieźć w samolocie znalazł się makaron sojowy, suszone grzyby shitake, orzeszki ziemne w brązowych łupkach, jedwabne kimono dla L., paczka zielonej herbaty, słodycze wietnamskie, o których zrobię osobny wpis oraz tytułowe Ô Mai. Z drugiej strony nie mam pojęcia jak teść zmieścił to wszystko wraz ze swoimi rzeczami, ale widać bardzo zależało mu na uszczęśliwieniu wnuczki.
Ô Mai zamknięte w skromne plastikowe opakowania na pierwszy rzut oka przypomina nasze suszone owoce. I tyle też ma z nimi wspólnego. Ô Mai to coś więcej niż suszone owoce.