Obyło się bez ochów i achów. Rybka wyszła dobra, ale uważam, że jest wiele wspaniałych przepisów, które nie wymagają zanurzania jej w takich ilościach tłuszczu. Pewnie niektórzy sobie pomyślą, że jestem chorobliwą przeciwniczką smażenia i używania oleju, ale zapewniam, że to nie prawda. Na przykład dziś smażyłam na głębokim oleju krewetkowe prażynki Tao Tao, które bez obecności oleju miałyby nieco inny smak. Były bardzo dobre!
Podróż na pewno będzie trudno, bo to aż 3 godziny drogi do Lublina i nie wiem jak kotek ją zniesie. Mam jednak nadzieję, że nie będzie nam sprawiał większych problemów przez które podróż może się znacznie przedłużyć. Wygodny koszyk, woda i powinno wystarczyć.

To już 101 wpis na tej stronie. Niesamowicie szybko jak dla mnie, ale do rzeczy... Dziś nareszcie udało mi się przygotować pizzę na grubym cieście - New York style. Moje Kochanie skwitowało ją krótko: "pyszne", a to już duuużo znaczy :-) Ja również się zgodzę, bo jak nigdy dotąd, tym razem nie straciłam apetytu na coś co sama przygotowuję. Wręcz przeciwnie, zapach nie dawał mi spokoju, dlatego już pierwsza pizza wyciągnieta z piekarnika, po krótki ostygnięciu na kratce została równo podzielona pomiędzy domowników. Z tym dzielenie to jednak tak, jakby włos dzielić na czworo. To oczywiste, że cztery osoby jedną pizzą się nie najedzą! Stąd szybciutko zabrałam się do przygotowania pozostałych.

Takie 2-dniowe robienie pizzy bardzo mi odpowiada. A w towarzystwie KA tym bardziej. Ciasto jest dzięki niemu cudnie zagniecione, choć jeszcze popełniam błędy przy dodawaniu mokrych składników i zdarza się, że cały hak oblepi się ciastem. Mawia się jednak, że praktyka czyni mistrza, więc mam nadzieję, że i ze mnie nie ominie :-)

Takie 2-dniowe robienie pizzy bardzo mi odpowiada. A w towarzystwie KA tym bardziej. Ciasto jest dzięki niemu cudnie zagniecione, choć jeszcze popełniam błędy przy dodawaniu mokrych składników i zdarza się, że cały hak oblepi się ciastem. Mawia się jednak, że praktyka czyni mistrza, więc mam nadzieję, że i ze mnie nie ominie :-)
Po drugie Agusiowa zupa ze szparagów. Wspaniałe odkrycie i ratunek dla szparagów, które z braku czasu zwiędły w lodówce. Szkoda tylko, że zjadłam zaledwie kilka łyżek. Mimo wszystko uważam, że to najlepsza szparagowa potrawa jaką dotychczas jadłam.

I po trzecie coś bardzo proste, co pamiętam z dzieciństwa. Co jakiś czas zastępowało to rybę lub pierogi w piątek na babcinym obiedzie. A jak wiadomo babcine obiady zawsze się pamięta i z ogromną przyjemnością do nich się wraca.

Powstający w czasie smażenia przypieczony kraniec jajka nazywałam "koronką". Jeśli na obiad było jajko sadzone, to zawsze musiało być właśnie z koronką :-)