... w serek i pomidorek ubrana ;-)
Od roku poszukiwałam przepisu na idealnie smakującą bagietkę. Piekłam m. in. tę z przepisu bajaderki oraz tę podaną przez Liskę. I ciągle czegos w nich brakowało...
Panie i Panowie! Dzisiejszego wieczoru zadebiutowała bagietka z przepisu P. Reinharta, który dzisiaj mnie - i nie tylko mnie - zniewolił. Mniam!
Od roku poszukiwałam przepisu na idealnie smakującą bagietkę. Piekłam m. in. tę z przepisu bajaderki oraz tę podaną przez Liskę. I ciągle czegos w nich brakowało...
Panie i Panowie! Dzisiejszego wieczoru zadebiutowała bagietka z przepisu P. Reinharta, który dzisiaj mnie - i nie tylko mnie - zniewolił. Mniam!
Przepis wyszukałam w necie, ale z braku mąki kamut zmodyfikowałam go. Z podanych poniżej proporcji wychodzi 6 bajgli.
składniki:
2 szklanki mąki pszennej typu 550
1 szklanka mąki pszennej typu 650
1 torebka drożdzy instant np. Dr Oetkera
2 łyżeczki cukru
1 1/2 łyżeczki soli
2 łyżeczki oliwy z oliwek
1 szklanka wody o temp. pokojowej
sposób przygotowania:
W dużej misce wymieszać suche składniki. Po srodku zrobić wgłębienie, a następnie dodać oliwę i wodę. Wymieszać drewnianią łyżką, a następnie przełożyć na stolnicę. Wyrobiać ciasto, aż będzie gładkie i elastyczne. Zajmie to około 10 minut.
Przełożyć do lekko natłuszczonej miski, przykryć sciereczką lub folią spożywczą. Odstawić do wyrosniecia w ciepłe miejsce. Ciasto powinno zwiększyć swoją obiętosć 1 1/2 raza. Zajmnie to około 90 minut w zależnosci od temperatury powietrza.
Kiedy ciasto jest już gotowe, wlewamy do garnka o dość dużej średnicy 6 szklanek wody. Wodę solimy 1 łyżką soli, doprowadzamy do wrzenia. Piekarnik nagrzewamy do 200 stopni Celcjusza.
Wyrośnięte ciasto odgazowujemy, a następnie dzielimy na 6 równych części. Ważne jest, aby nie podsypywać ciasta mąką, gdyż później trudno byłoby nam skeić bajgle. Każdą z części rolujemy, a następnie sklejamy końce, formując bajgla. Bajgle odkładamy na lekko omączonej stolnicy, przykrywamy czystą ściereczką i pozostawiamy, aby ciasto odpoczęło. Na tym etapie w zależności od temperatury w kuchni możemy ten czas skrócić lub wydłużyć (w temperaturze około 18 stopni Celcjusza bajgle odpoczywają 15 minut).
Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Po upływie podanego czasu, bajgle ostrożnie wkładamy do gotujące się wody na 2 minuty. W połowie gotowania bajgle odwracamy delikatnie w wodzie na drugą stronę. Tak przygotowane bajgle kładziemy już tylko na blasze i posypujemy ulubioną mieszaną przypraw, sezamem etc.
Piec 25 minut aż będą złoto-brązowe. Po wyciągnięciu z piekarnika studzimy na kratce przez kilka minut. Najlepsze są zaraz po wystygnięciu.
W oryginalnym przepisie bajgle posypywano mieszanką z algami morskimi. Moje posypałam mieszanką ze zmiksowanych 2 łyżek sezamu, 1/2 liścia papieru z alg do sushi, 1/2 łyżeczki cukru i 3/4 łyżeczki soli. Śmiało można zmniejszyć ilość tej mieszanki, gdyż sporo zostaje.
Smacznego!
składniki:
2 szklanki mąki pszennej typu 550
1 szklanka mąki pszennej typu 650
1 torebka drożdzy instant np. Dr Oetkera
2 łyżeczki cukru
1 1/2 łyżeczki soli
2 łyżeczki oliwy z oliwek
1 szklanka wody o temp. pokojowej
sposób przygotowania:
W dużej misce wymieszać suche składniki. Po srodku zrobić wgłębienie, a następnie dodać oliwę i wodę. Wymieszać drewnianią łyżką, a następnie przełożyć na stolnicę. Wyrobiać ciasto, aż będzie gładkie i elastyczne. Zajmie to około 10 minut.
Przełożyć do lekko natłuszczonej miski, przykryć sciereczką lub folią spożywczą. Odstawić do wyrosniecia w ciepłe miejsce. Ciasto powinno zwiększyć swoją obiętosć 1 1/2 raza. Zajmnie to około 90 minut w zależnosci od temperatury powietrza.
Kiedy ciasto jest już gotowe, wlewamy do garnka o dość dużej średnicy 6 szklanek wody. Wodę solimy 1 łyżką soli, doprowadzamy do wrzenia. Piekarnik nagrzewamy do 200 stopni Celcjusza.
Wyrośnięte ciasto odgazowujemy, a następnie dzielimy na 6 równych części. Ważne jest, aby nie podsypywać ciasta mąką, gdyż później trudno byłoby nam skeić bajgle. Każdą z części rolujemy, a następnie sklejamy końce, formując bajgla. Bajgle odkładamy na lekko omączonej stolnicy, przykrywamy czystą ściereczką i pozostawiamy, aby ciasto odpoczęło. Na tym etapie w zależności od temperatury w kuchni możemy ten czas skrócić lub wydłużyć (w temperaturze około 18 stopni Celcjusza bajgle odpoczywają 15 minut).
Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Po upływie podanego czasu, bajgle ostrożnie wkładamy do gotujące się wody na 2 minuty. W połowie gotowania bajgle odwracamy delikatnie w wodzie na drugą stronę. Tak przygotowane bajgle kładziemy już tylko na blasze i posypujemy ulubioną mieszaną przypraw, sezamem etc.
Piec 25 minut aż będą złoto-brązowe. Po wyciągnięciu z piekarnika studzimy na kratce przez kilka minut. Najlepsze są zaraz po wystygnięciu.
W oryginalnym przepisie bajgle posypywano mieszanką z algami morskimi. Moje posypałam mieszanką ze zmiksowanych 2 łyżek sezamu, 1/2 liścia papieru z alg do sushi, 1/2 łyżeczki cukru i 3/4 łyżeczki soli. Śmiało można zmniejszyć ilość tej mieszanki, gdyż sporo zostaje.
Smacznego!
Wyhodowanie własnych kultur drożdży do wypieku chleba wcale nie jest takie trudne. Aby rozpocząć przygodę z przygotowaniem własnego zakwasu potrzebujemy:
mąkę żytnią (razową lub zwykłą) o zawartości białka powyżej 10g w 100g mąki,
wodę źródlaną lub destylowaną (ok. 4l),
litrowy plastikowy lub szklany (ważne żeby był przezroczysty) pojemnik z pokrywką (lub folia spożywcza do przykrycia),
taśmę (plaster lub coś podobnego) i flamaster, by móc zaznaczać postępy naszego nowego domownika,
coś do mieszania - patyczek lub łyżka,
ciepłe miejsce o stałej temperaturze 24-29C (u mnie zamknięty piekarnik sprawuje się w tej roli świetnie, w zimie można dodatkowo zapalić lampkę w piekarniku),
dodatkowo będziemy musieli dysponować czasem ok. 15 minut w równych odstępach czasu, dwa razy dziennie przez najbliższe 3 dni.
Wybierając pojemnik pamiętajmy, że musi on być dobrze umyty. Słoik po ogórkach czy też innych przetworach lepiej jest wygotować. W przeciwnym wypadku po paru dniach nasz zaczątek zakwasu może zapleśnieć. Ja wybrałam słoik z tego powodu, że można go wygotować przed przystąpieniem do sporządzenia zaczynu na zakwas. Ponadto ważne jest, by zakwas był raczej zwarty w pojemniku, w którym go przechowujemy. Zatem nie wybierajmy do tego celu miski, gdyż zakwas będzie rozlewał się po całym jej dnie (hodowlę w misce niestety bezskutecznie przetestowałam), a co za tym idzie będzię wolniej się zakwaszał.
Druga sprawa dotycząca przechowywania to przykrycie. Ja przykrywam albo folią spożywczą przytrzymywaną dość szczelnie gumką albo ręcznikiem papierowym, również przytrzymanym gumką. Czytając w internecie o zakwasie zauważyłam, że są dwie szkoły. Jedni zakrywają przygotowywany zakwas szczelnie - niekiedy zakręcają zakrętką słoik, a niektórzy uważają, że taki początkowy zakwas powinien być odkryty. Faktem jest to, że w pojemniku musi znaleźć się powietrze(!). W powietrzu znajdują się drożdże, które zaczęcone pożywką umieszczoną w słoiku zaczną się w niej rozmnażać. Jednakże mogą także trafić do niej nieproszeni goście, również obecni w powietrzu, którzy mogą popsuć nasz zakwas. Dlatego odkrywajmy zakwas z umiarem. Początkującym radzę zrobić kilka dziurek lub nie zakręcić pokrywki do końca. Pozostawiając odkyte po jednym dniu możemy czuć nie zawsze przyjemny zapach zakwasu w całej kuchni.
sposób przygotowania:
1. Odmierz do pojemnika 50g wody i 50g mąki. Gruntownie wymieszaj tak, aby nie było grudek. Następnie odstaw w ciepłe miejsce bez przeciągu.
2. Po 10-12h (12h) w miksturze powinny pojawić się malutke bąbelki. Jeśli są one obecne to znak, że drożdże powoli, ale jeszcze nieśmiało zaczynają żyć. Wówczas możemy dokarmić nasz zakwas, dodając 25g wody i 25g mąki (na tym etapie można jeszcze dodać 50g/50g mąki i wody). Jeśli w miksturze nie pojawiły się pęcherzyki powietrza (choć drogą ścisłości jest to gaz wytwarzany przez drożdże) upewnij się, że stała ona w odpowiednio ciepłym miejscu.
3. Po kolejnych 10-12h (24h) nasz zakwas będzie już bardziej aktywny. W tym czasie pojawi się więcej pęcherzyków, a dodatkowo powinien zwiększyć swoją objętość. O ile? Zależy to od gatunku i jakości mąki. Niemniej jednak powinniśmy zaobserwować podwyższenie się poziomu mikstury. Zapach może nie być przyjemny, ale tak ma być. Ważne, aby nie było oznak pleśni!
4. Po kolejnych 10-12h (36h) ponownie dokarmiamy, używając do tego 25g mąki i 25g wody. Jeśli zakwas jest wyjątkowo aktywny i podrasta pod samo przykrycie pojemnika należy go przemieszać.
5. Po upływie 48h od rozpoczęcia naszej przygody karmimy zakwas ponownie używając tych samych proporcji wody i mąki.
6. Po 2 1/2 dnia (czyli 60h) nasz zakwas jest gotowy do pierwszego wypieku chleba. Należy jednak pamiętać, że jest jeszcze dość młody i przepisy, w których używa się bardzo małej ilości zakwasu ok. łyżki lub te na razowce mogą okazać się niezbyt dobre na debiut naszego nowego domownika.
dodatkowe informacje:
Drogą wyjaśnienia na zdjęciu zakwas 2h po dokarmieniu. Jest zbąblowany i urósł od poziomu zaznaczonego gumką recepturką przy ostatnim karmieniu.
Wybierając pojemnik pamiętajmy, że musi on być dobrze umyty. Słoik po ogórkach czy też innych przetworach lepiej jest wygotować. W przeciwnym wypadku po paru dniach nasz zaczątek zakwasu może zapleśnieć. Ja wybrałam słoik z tego powodu, że można go wygotować przed przystąpieniem do sporządzenia zaczynu na zakwas. Ponadto ważne jest, by zakwas był raczej zwarty w pojemniku, w którym go przechowujemy. Zatem nie wybierajmy do tego celu miski, gdyż zakwas będzie rozlewał się po całym jej dnie (hodowlę w misce niestety bezskutecznie przetestowałam), a co za tym idzie będzię wolniej się zakwaszał.
Druga sprawa dotycząca przechowywania to przykrycie. Ja przykrywam albo folią spożywczą przytrzymywaną dość szczelnie gumką albo ręcznikiem papierowym, również przytrzymanym gumką. Czytając w internecie o zakwasie zauważyłam, że są dwie szkoły. Jedni zakrywają przygotowywany zakwas szczelnie - niekiedy zakręcają zakrętką słoik, a niektórzy uważają, że taki początkowy zakwas powinien być odkryty. Faktem jest to, że w pojemniku musi znaleźć się powietrze(!). W powietrzu znajdują się drożdże, które zaczęcone pożywką umieszczoną w słoiku zaczną się w niej rozmnażać. Jednakże mogą także trafić do niej nieproszeni goście, również obecni w powietrzu, którzy mogą popsuć nasz zakwas. Dlatego odkrywajmy zakwas z umiarem. Początkującym radzę zrobić kilka dziurek lub nie zakręcić pokrywki do końca. Pozostawiając odkyte po jednym dniu możemy czuć nie zawsze przyjemny zapach zakwasu w całej kuchni.
sposób przygotowania:
1. Odmierz do pojemnika 50g wody i 50g mąki. Gruntownie wymieszaj tak, aby nie było grudek. Następnie odstaw w ciepłe miejsce bez przeciągu.
2. Po 10-12h (12h) w miksturze powinny pojawić się malutke bąbelki. Jeśli są one obecne to znak, że drożdże powoli, ale jeszcze nieśmiało zaczynają żyć. Wówczas możemy dokarmić nasz zakwas, dodając 25g wody i 25g mąki (na tym etapie można jeszcze dodać 50g/50g mąki i wody). Jeśli w miksturze nie pojawiły się pęcherzyki powietrza (choć drogą ścisłości jest to gaz wytwarzany przez drożdże) upewnij się, że stała ona w odpowiednio ciepłym miejscu.
3. Po kolejnych 10-12h (24h) nasz zakwas będzie już bardziej aktywny. W tym czasie pojawi się więcej pęcherzyków, a dodatkowo powinien zwiększyć swoją objętość. O ile? Zależy to od gatunku i jakości mąki. Niemniej jednak powinniśmy zaobserwować podwyższenie się poziomu mikstury. Zapach może nie być przyjemny, ale tak ma być. Ważne, aby nie było oznak pleśni!
4. Po kolejnych 10-12h (36h) ponownie dokarmiamy, używając do tego 25g mąki i 25g wody. Jeśli zakwas jest wyjątkowo aktywny i podrasta pod samo przykrycie pojemnika należy go przemieszać.
5. Po upływie 48h od rozpoczęcia naszej przygody karmimy zakwas ponownie używając tych samych proporcji wody i mąki.
6. Po 2 1/2 dnia (czyli 60h) nasz zakwas jest gotowy do pierwszego wypieku chleba. Należy jednak pamiętać, że jest jeszcze dość młody i przepisy, w których używa się bardzo małej ilości zakwasu ok. łyżki lub te na razowce mogą okazać się niezbyt dobre na debiut naszego nowego domownika.
dodatkowe informacje:
Drogą wyjaśnienia na zdjęciu zakwas 2h po dokarmieniu. Jest zbąblowany i urósł od poziomu zaznaczonego gumką recepturką przy ostatnim karmieniu.
Pierwsze w życiu, zrobione własnoręcznie lody z przepisu na Lody waniliowe przepyszne i bez ptasiej grypy. Przy okazji nabyłam opsesję na punkcie lodów waniliowych, za którymi wczesniej nie przepadałam. Być może dlatego, że w lodziarniach mają nieco inny smak, mniej waniliowy i bardziej mleczny niż smietankowy.
PS. Trochę za długo mroziły się w zamrażalniku, ale i tak były pyszne.
PS. Trochę za długo mroziły się w zamrażalniku, ale i tak były pyszne.
Dzisiaj postanowiłam, że nigdy więcej nie będę szukała kolejnych, kiedyś zapamiętanych linków do przeróżnych stron z przepisami. Po tym, jak po raz kolejny musiałam przeinstalować system operacyjny na moim komputerze i straciłam wszystkie zapisane w ulubionych linki, powiedziałam - dość! - i przy zielonej herbatce przeklikałam sobie blogowego kreatora.
Serdecznie witam!
Serdecznie witam!