Był kiedyś taki program telewizyjny, a teraz - choć i tak pamiętam go przez mgłę - pozostały nam po nim tylko wspomnienia i... truskawki. Dziś kupiliśmy je z innego źródła i były zdecydowanie lepsze :-) A skoro już dwa dni pod rząd goszczą w naszym domu to sezon truskawkowy uważam za otwarty. Będą się teraz w kuchni działy rzeczy, oj będą m. in. ryż z truskawkami i z bitą śmietaną, którego moi mężczyźni nienawidzą, a ja tak kocham, bo przypomina mi dzieciństwo i babcię, dzięki której odkryłam ten smak!
Będą bunty i sprzeciwy, ale co tam, czasami to ja mogę podyktować zasady ;-)
Będą bunty i sprzeciwy, ale co tam, czasami to ja mogę podyktować zasady ;-)
Ostatnio zrobiło się u nas bardzo pierogowo. I tak najpierw pierożki z kurczakiem, a teraz tradycyjne pierogi ruskie, które miałam okazję robić pierwszy raz w życiu. Do tego miałam trzech jurorów - moje Kochanie, jego brata i jego mamę. Sam skład jury zmusił mnie do wytężenia sił po to, aby wypaść jak najlepiej :-)
I tak dokonałam fuzji przepisu na ciasto Bajaderki oraz farszu ze strony Wielkie Żarcie. Nareszcie mogłam zrobić ciasto z wrzątkiem, dzięki maszynie. Następnym razem wypróbuję do tego kiciusia. A farsz jak to farsz do ruskich. Najbardziej zaskoczył mnie dodatek papryki - ja wybrałam ostrą. I bynajmniej zaskoczenie to było baaardzo pozytywne.
Efekt? Zlepiając ostatniego pieroga na durszlaku pozostała jedynie moja porcja. N. sukcesywnie gotował i zjadał razem z pozostałymi. Tak więc debiut pierogowy uważam za udany.
I tak dokonałam fuzji przepisu na ciasto Bajaderki oraz farszu ze strony Wielkie Żarcie. Nareszcie mogłam zrobić ciasto z wrzątkiem, dzięki maszynie. Następnym razem wypróbuję do tego kiciusia. A farsz jak to farsz do ruskich. Najbardziej zaskoczył mnie dodatek papryki - ja wybrałam ostrą. I bynajmniej zaskoczenie to było baaardzo pozytywne.
Efekt? Zlepiając ostatniego pieroga na durszlaku pozostała jedynie moja porcja. N. sukcesywnie gotował i zjadał razem z pozostałymi. Tak więc debiut pierogowy uważam za udany.
Lubię gotować z N. Uważam, że ten, kto powiedział, że wspólne gotowanie zbliża ludzi miał absolutną rację. To dzięki gotowaniu odnaleźliśmy wspólne hobby. Teraz wiem, co będzie smakowało N. i co zrobić na obiad, żeby go mile zaskoczyć. Dziś zaskoczenie wyraziły trzy słowa: to jest pyszne!
Co mu tak posmakowało? Po pierwsze słodko-kwaśny kurczak podany przez Iwcię. Dodał nawet: "coś czuję, że będziemy to częściej robić" :-)
Po drugie - niesamowicie aromatyczny, dalekowschodni ryż i ziemniaczkami po indyjsku zaczerpnięty z bloga 28 Cooks, na który przepis w języku polskim podaję poniżej. Można go podawać na przykład z mięsem, ale równie dobrze nadaje się na samodzielne, wegetariańskie danie.
Dodam tylko, że może na zdjęciu nie wygląda nadzwyczajnie, lecz by wyrazić jego smak musiałabym załączyć tu choć odrobinę zapachu z kuchni, zaczerpniętego podczas jego gotowania :-)
składniki:
2 średnie ziemniaki, obrane i pocięte w słupki
3 łyżek jogurtu
2 łyżki posiekanej świeżej kolendry
1 łyżeczki imbiru, obranego i przeciśniętego
2 ząbki czosnku
1/2 łyżeczki pieprzu cayenne
1/4 szkalnki wiórek kokosowych
6 goździków
1 laska cynamonu
1 liść laurowy
1 1/2 łyżeczki nasion kuminu (nie kminku!)
3 łyżek oleju
1 szklanka ryżu
3/4 łyżeczki kurkumy
1 łyżeczka brązowego cukru
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka soku z cytryny
2 szklanek wody
1/2 szklanki mrożonego zielonego groszku, może być z puszki
1 łyżka masła
sposób przygotowania:
Wymieszać razem jogurt, kolendrę, imbir, czosnek, pieprz i wiórka kokosowe. Dodać do tego ziemniaki i dobrze wymieszać. Odstawić na kilka minut.
W dużym rondlu lub głębokiej patelni rozgrzać olej, dodać goździki, cynamon, listek laurowy i nasiona kuminu. Smażyć przez 1-2 minuty do momentu aż kumin stanie się brązowy. Dodać ziemniaki z marynatą i gotować 15 minut czas od czasu mieszając.
Kiedy ziemniaki są zrumienione, dodać ryż i gotować przez minutę lub dwie. Następnie dodać kurkumę, cukier, sól, sok i wodę. Doprowadzić do zagotowania, przykryć pokrywką i gotować na małym ogniu przez 15 minut (w razie potrzeby dodajemy wody, żeby się nie przypalił; należy pamiętać, że na samym końcu w ryżu nie powinno być wody).
Gdy ryż jest już dobry dodajemy groszek. Jeśli używamy takiego z puszki gotujemy jeszcze sam ryż przez około 5 minut, po czym dodajemy groszek i mieszamy. Natomiast jeśli używamy mrożonego musimy dodać go do ryżu i nie mieszając go razem z ryżem pozostawić pod przykryciem na około 5 minut. Na koniec dodajemy masło i mieszamy aż do rozpuszczenia.
Co mu tak posmakowało? Po pierwsze słodko-kwaśny kurczak podany przez Iwcię. Dodał nawet: "coś czuję, że będziemy to częściej robić" :-)
Po drugie - niesamowicie aromatyczny, dalekowschodni ryż i ziemniaczkami po indyjsku zaczerpnięty z bloga 28 Cooks, na który przepis w języku polskim podaję poniżej. Można go podawać na przykład z mięsem, ale równie dobrze nadaje się na samodzielne, wegetariańskie danie.
Dodam tylko, że może na zdjęciu nie wygląda nadzwyczajnie, lecz by wyrazić jego smak musiałabym załączyć tu choć odrobinę zapachu z kuchni, zaczerpniętego podczas jego gotowania :-)
składniki:
2 średnie ziemniaki, obrane i pocięte w słupki
3 łyżek jogurtu
2 łyżki posiekanej świeżej kolendry
1 łyżeczki imbiru, obranego i przeciśniętego
2 ząbki czosnku
1/2 łyżeczki pieprzu cayenne
1/4 szkalnki wiórek kokosowych
6 goździków
1 laska cynamonu
1 liść laurowy
1 1/2 łyżeczki nasion kuminu (nie kminku!)
3 łyżek oleju
1 szklanka ryżu
3/4 łyżeczki kurkumy
1 łyżeczka brązowego cukru
1 łyżeczka soli
1 łyżeczka soku z cytryny
2 szklanek wody
1/2 szklanki mrożonego zielonego groszku, może być z puszki
1 łyżka masła
sposób przygotowania:
Wymieszać razem jogurt, kolendrę, imbir, czosnek, pieprz i wiórka kokosowe. Dodać do tego ziemniaki i dobrze wymieszać. Odstawić na kilka minut.
W dużym rondlu lub głębokiej patelni rozgrzać olej, dodać goździki, cynamon, listek laurowy i nasiona kuminu. Smażyć przez 1-2 minuty do momentu aż kumin stanie się brązowy. Dodać ziemniaki z marynatą i gotować 15 minut czas od czasu mieszając.
Kiedy ziemniaki są zrumienione, dodać ryż i gotować przez minutę lub dwie. Następnie dodać kurkumę, cukier, sól, sok i wodę. Doprowadzić do zagotowania, przykryć pokrywką i gotować na małym ogniu przez 15 minut (w razie potrzeby dodajemy wody, żeby się nie przypalił; należy pamiętać, że na samym końcu w ryżu nie powinno być wody).
Gdy ryż jest już dobry dodajemy groszek. Jeśli używamy takiego z puszki gotujemy jeszcze sam ryż przez około 5 minut, po czym dodajemy groszek i mieszamy. Natomiast jeśli używamy mrożonego musimy dodać go do ryżu i nie mieszając go razem z ryżem pozostawić pod przykryciem na około 5 minut. Na koniec dodajemy masło i mieszamy aż do rozpuszczenia.
Risotto alla birra Alforda. Podane przez Malgosimi. Przechrzczone przez N. na "ryżotto" :-)
U nas to jest z reguły tak, że dopóki w kuchni nie zaczną unosić się wspaniałe zapachy, nikogo nie interesuje co dziś będzie na obiad. Obojętnie czy będzie to pysznie zapowiadająca się nowość, czy może coś, co jest już domownikom znane zidentyfikuje to dopiero pierwsza osoba, która wejdzie do kuchni (poza mną oczywiście). Tak też było dzisiaj, do czasu kiedy N. przyszedł pod koniec gotowania, spojrzał przez chwilkę na to, co się właśnie pichci i zapytał: co jeszcze do tego dodajesz? A ja na to: nic. Przypuszczałam, że będzie kręcić nosem. Nie ma warzyw (pomijając cebulkę i czosnek), nie ma mięsa - jednym słowem to nie po norbertowemu ;-) Na nic moje tłumaczenia na temat istoty prawdziwego risotto.
Dałam się jednak namówić i dodać coś więcej m. in. orzeszki piniowe i natkę pietruszki, a na końcu akcent od N. - szynka pokrojona w małe kwadraciki (co sprawia, że wykreślimy to danie z rubryki wegetariańskie). Tymczasem wrzucam pod labelkę - wegetariańskie, gdyż w swoim oryginalnym brzmieniu jest bardzo dobre, a będzie pyszniejsze następnym razem, ponieważ nie popełnię już więcej błędu przedobrzenia tego dania suszoną bazylią.
U nas to jest z reguły tak, że dopóki w kuchni nie zaczną unosić się wspaniałe zapachy, nikogo nie interesuje co dziś będzie na obiad. Obojętnie czy będzie to pysznie zapowiadająca się nowość, czy może coś, co jest już domownikom znane zidentyfikuje to dopiero pierwsza osoba, która wejdzie do kuchni (poza mną oczywiście). Tak też było dzisiaj, do czasu kiedy N. przyszedł pod koniec gotowania, spojrzał przez chwilkę na to, co się właśnie pichci i zapytał: co jeszcze do tego dodajesz? A ja na to: nic. Przypuszczałam, że będzie kręcić nosem. Nie ma warzyw (pomijając cebulkę i czosnek), nie ma mięsa - jednym słowem to nie po norbertowemu ;-) Na nic moje tłumaczenia na temat istoty prawdziwego risotto.
Dałam się jednak namówić i dodać coś więcej m. in. orzeszki piniowe i natkę pietruszki, a na końcu akcent od N. - szynka pokrojona w małe kwadraciki (co sprawia, że wykreślimy to danie z rubryki wegetariańskie). Tymczasem wrzucam pod labelkę - wegetariańskie, gdyż w swoim oryginalnym brzmieniu jest bardzo dobre, a będzie pyszniejsze następnym razem, ponieważ nie popełnię już więcej błędu przedobrzenia tego dania suszoną bazylią.
Czasami mam ochotę zjeść coś zupełnie normalnego. Coś, co pamiętam z dzieciństwa, kiedy obiady gotowała moja babcia. I wtedy przychodzą mi na myśl placki ziemniaczane z kleksem śmietany.