Na pokuszenie i odkrywanie coraz to nowych dań do naszej kuchni wprowadził się wolnowar. Zakupiony z czystej ciekawości, skromny, aczkolwiek zaskakujący wykonaniem model marki Russell Hobbs o pojemności 3.5 litra posiada czarny, emaliowany, ceramiczny, niesamowicie gruby wkład, który nagrzewa się wewnątrz stalowej obudowy. Mały, aczkolwiek niepozorny. Pewnie nie starczy na ugotowanie dużej porcji aromatycznego i esencjonalnego rosołu, ale w końcu od czegoś trzeba zacząć. Dzięki zastosowaniu ceramicznego wnętrza ciepło jest utrzymywane i równomiernie rozprowadzane. Ta część niewątpliwie najbardziej mi się podoba, gdyż można ją myć w zmywarce. Całości dopełnia szklana pokrywka, która pozwala nam obserwować proces gotowania bez konieczności jej podnoszenia.
I tym sposobem przez wiele godzin możemy obserwować bardzo wolny proces duszenia. Mruganie rosołu na palniku ma się do tego jak sztorm na morzu do ciszy. W naczyniu wolnowaru na szybszym programie gotowania (high) pojawiają się maluteńkie bąbelki świadczące o tym, że coś wyjątkowego dzieje się z włożonymi do środka składnikami.
Jak się sprawdzi w praktyce? Czas i wpróbowane przepisy pokażą. Dotychczas wypróbowaliśmy kurczaka teryiaki, który wręcz rozpływał się w ustach, a N. ocenił go 10 na 10. Poza nim w wolnowarze zadebiutowała potrawka z kurczaka i warzyw. Można powiedzieć stołówkowa, ale nawet jeśli nasze córeczki były w niebo wzięte mięskiem i warzywami, które wyszły z wolnowaru po 4h bulgotania.
Jedno jest pewne. Dania przygotowane w wolnowarze są przepełnione smakiem z zachowaniem całego dobrodziejstwa użytych składników, a do tego są bardzo szybkie w przygotowaniu i leniwe w gotowaniu. Na minus wymienię brak timera, który jednak byłby praktycznym rozwiązaniem.
1 komentarze
Właśnie zakupiłam to urządzenie, skusiła mnie cena promocyjna. Mi brakuje podstawowych informacji o temperaturach osiąganych jak i o długości gotowania na poszczególnych programach.
OdpowiedzUsuń