O Bielefeld było już trochę kulinarnie, więc uzupełniam tylko o pozostałą część. Nie w sposób jest pokazac tutaj wszystko, lecz mam nadzieje, ze chociaz ta odrobinka będzie odzwierciedlać piękno Bielefeld i jego okolic.
Po lewej: Jugendgästehaus, czyli nasz hotel. Po prawej: Universität Bielefeld.
Ratusz w Bielefeld: stara (po lewej) i nowa częsć (po prawej)
Budynki na starym miescie.
Koscioly w Bielefeld.
Zamek Sparrenburg: widok na Bielefeld (po lewej) oraz sam zamek (po prawej).
Zamek Sparrenburg (zdjęcia powyżej)
Okolice Galerii Sztuki w Bielefeld.
HNF Muzeum w Paderborn (po lewej) oraz pierwszy kalkulator (po prawej).
Siedzę sobie właśnie i myślę, co by tu przekąsić. Aż tu nagle N. mówi mi, że nie mogę nic już zjeść, bo je się tylko do godziny 19-stej, a później dopiero o 7 rano. Wyczytał to w Shape'ie, który dzisiaj przyszedł pocztą. Dziwne - pomyślałam - przewertowałam gazetę od deski do deski i nic z tym związanego nie pamiętam?! Więc dopytałam co i jak, po czym otrzymałam odpowiedź, że informację tą zaczerpnął z małej książeczki dołączone do czasopisma. Uff... - pomyślałam - skoro jeszcze jej nie czytałam to idę coś zjeść :-)
PS. Maluchy już niedługo będą miały 2 miesiące a wyglądają jakby im się za dobrze powodziło.
PS. Maluchy już niedługo będą miały 2 miesiące a wyglądają jakby im się za dobrze powodziło.
Po lewej zdjęcie: schowałem się! Po prawej: wszystkie piłeczki są moje (nawet kiedy śpię)!
Wczoraj nie pojawiła się żadna notatka, a to z powodu urodzin N., który zawsze mówi, że skończył 18-naście. W rzeczywistości jednak tą 18-nastkę obchodził już piąty raz z kolei :-) Z tej okazji przygotowałam to, co sobie solenizant życzył, a były to jego ukochane sajgonki. Danie mimo, że z podwójnej porcji znikło w mgnieniu oka. I tego właśnie nie lubię, kiedy ja się muszę z tym zawijaniem i smażeniem bawić, po czym nie ma nawet jak zdjęcia po usmażeniu zrobić, bo mi jakieś łapki podkradają, kosztują, sprawdzają czy są jeszcze gorące etc. Wrrr...
Dziś natomiast kupiłam nowy numer Kuchni, który w markecie zadecydował o dzisiejszym obiedzie. Zrobiłam kurczaka w marynacie orzechowej (str. 32) z sosikiem jogurtowo-szczypiorkowym. I o zgrozo zdziwiłam się, gdyż efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania: było pycha!
Po lewej sajgonki (wg przepisu z papieru ryżowego Tao Tao) przed smażeniem, po prawej kurczak w marynacie orzechowej podany z ryżem i jogurtem.
Dziś natomiast kupiłam nowy numer Kuchni, który w markecie zadecydował o dzisiejszym obiedzie. Zrobiłam kurczaka w marynacie orzechowej (str. 32) z sosikiem jogurtowo-szczypiorkowym. I o zgrozo zdziwiłam się, gdyż efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania: było pycha!
Zgodnie z formułą bloga powinnam zacząć pisać tu o jedzonku, które udało nam się skosztować podczas tygodniowego pobytu. Jednak prawda jest taka, że najwięcej mogłabym pisać o wypróbowanych tam piwach, gdyż okazji do integracji było o wiele za dużo :-) Oprócz piwa, które w Niemczech jest atrakcją nr 1 jedlismy pyszne, wielkie sniadania, smaczne obiady na uniwersytecie i rownie smakowite kolacje. Porcje były tak ogromne, że przytyłam 2 kg, ale jak tu sobie nie odmówić pysznych truskawek z bitą smietana na deser czy tez lodow smietankowo-malinowych w białej czekoladzie ;-)
Samo Bielefeld zaskoczyło mnie czekoladowymi toffi z tamtejszej fabryki, produktami dr Oetkera - bo wlasnie z niego Bielefeld słynie, oraz pobliskimi Werther's Original.
Na zdjęciu powyżej jeden z tychże obiadów w jednej z restauracji w Paderborn, które to odwiedzilismy w ostatnim dniu naszego pobytu. Do samego muzeum jeszcze wrócę przy następnej okazji, a to ze względu na fakt, że muzeum to jest największym - podobno na swiecie - muzeum komputerowym.
Samo Bielefeld zaskoczyło mnie czekoladowymi toffi z tamtejszej fabryki, produktami dr Oetkera - bo wlasnie z niego Bielefeld słynie, oraz pobliskimi Werther's Original.
Powyżej fotografia fabryki dr Oetkera w Bielefeld (po prawej) oraz domu, w którym mieszkal (po lewej).
...szybko się kończy. Pobyt w Bielefeld również. Skończyło się błogie zasiadanie do pełnego stołu z pysznym jedzonkiem, którego nie musiałam wcześniej przygotowywać. Pełen relaks i przyjemność z jedzenia. Bez pośpiechu i gotowania. Ach!
Niestety dziś pierwszy raz od tygodnia zawitałam w kuchni, gdzie jak każdego dnia miałam okazję przygotować obiadek. Jednak ze względu na upał (którego w Niemczech nie było) i zmęczenie (które od wczoraj mnie nie opuszcza) postanowiłam zrobić coś szybkiego i smacznego, a co u nas w domu oznacza tylko jedno: gyros. O Bielefeld i miejscach, które podczas ostatniego tygodnia zwiedziliśmy napiszę w osobnym poście. Tymczasem muszę przygotować się do egzaminu :-(
PS. Gyros Rolo w nieco zmodyfikowanej jak dla gyros formie zrobiłam z przepisu podanego na MM przez Iwonaweiss.
Niestety dziś pierwszy raz od tygodnia zawitałam w kuchni, gdzie jak każdego dnia miałam okazję przygotować obiadek. Jednak ze względu na upał (którego w Niemczech nie było) i zmęczenie (które od wczoraj mnie nie opuszcza) postanowiłam zrobić coś szybkiego i smacznego, a co u nas w domu oznacza tylko jedno: gyros. O Bielefeld i miejscach, które podczas ostatniego tygodnia zwiedziliśmy napiszę w osobnym poście. Tymczasem muszę przygotować się do egzaminu :-(
PS. Gyros Rolo w nieco zmodyfikowanej jak dla gyros formie zrobiłam z przepisu podanego na MM przez Iwonaweiss.