Courgette lub zicchini - w tym drugim zawsze zapominam, których literek jest ile. Jej smak odkryłam dzięki mojemu N., który pewnego dnia namówił mnie na smażoną cukinię. ten pierwszy raz wcale nie było tak pyszny, ale smakował. Nie pamiętam już, jak to było z dodaniem do cukini przyprawy Prymat do ziemniaczków. Ważne jednak, że poznałam ten smak!
Dziś plastry cukinii, lekko posmarowane oliwą z oliwek i posypane ową przyprawą, a następnie podsmażone urozmaiciły obiad ze zwykłą rybką - jak to w każdy piątek ;-)
...ale nie w kuchni.
Nie wiem, jak u Was, ale u mnie niebo ma dzisiaj wyjątkowo niebieski kolor, niesamowicie kontrastujący z otaczającą szarością. A kiedy za oknem tak nudno, to i w domu nic nie chce się robić. Choć nie do końca. Jak tylko weszłam do kuchni ogarnęła mnie ochota na gotowanie. Zgodnie z planem mieliśmy zjeść dzisiaj coś makaronowego, ale w ostatniej chwili N. zakominikował, że ma ochotę na rybę. Każde życzenie jest dla mnie rozkazem - przynajmniej dzisiaj i to całkiem miłym rozkazem :-) Tak więc zjedliśmy dzisiaj pomysł na zapiekaną rybę w żółtym sosie śmietanowym za sprawą curry Grzegorza, a przed daniem właściwym wystąpia zupa z botwinką i fetą (str. 52) z czerwcowej Kuchni - we wersji bez botwinki, bo ta postanowiła nie dać się zjeść i zwiędła wczoraj.
Nie wiem, jak u Was, ale u mnie niebo ma dzisiaj wyjątkowo niebieski kolor, niesamowicie kontrastujący z otaczającą szarością. A kiedy za oknem tak nudno, to i w domu nic nie chce się robić. Choć nie do końca. Jak tylko weszłam do kuchni ogarnęła mnie ochota na gotowanie. Zgodnie z planem mieliśmy zjeść dzisiaj coś makaronowego, ale w ostatniej chwili N. zakominikował, że ma ochotę na rybę. Każde życzenie jest dla mnie rozkazem - przynajmniej dzisiaj i to całkiem miłym rozkazem :-) Tak więc zjedliśmy dzisiaj pomysł na zapiekaną rybę w żółtym sosie śmietanowym za sprawą curry Grzegorza, a przed daniem właściwym wystąpia zupa z botwinką i fetą (str. 52) z czerwcowej Kuchni - we wersji bez botwinki, bo ta postanowiła nie dać się zjeść i zwiędła wczoraj.
Ostatnio mam delikatne opóźnienia w zamieszczaniu zdjęć, ale uzasadnione. Wczoraj wypadły nam kolejne urodziny i tak spędziliśmy miło wieczór.
PS. Nigdy więcej nie zjem pysznej rybki na obiad przed samym wyjazdem na przyjęcie urodzinowe.
PS. Nigdy więcej nie zjem pysznej rybki na obiad przed samym wyjazdem na przyjęcie urodzinowe.
...czyli to co tygryski lubią najbardziej :-) Choć sola pewnie nie wpisze się na stałe do naszego jadłospisu, ponieważ nigdy więcej N. nie da jej szansy - nawet na zakup - w sklepie. Tak, tak... zdziwił mnie trochę mówiąc, że niezbyt smakuje mu ta rybka. A mnie wręcz przeciwnie - bardzo. I co teraz? Będę terrorystką na zakupach :-)
Z powodów w całej pewnie Polsce znanych zrobiliśmy dzisiaj grila, a wspomnianą już wcześniej rybkę podałam na grilowanym chlebku z tajskim sosem. Sosik już ma zagwarantowaną kulinarną karierę w naszej rodzinie. Pozostaje mi tylko przepchać solę i wyrobić jej dobrą opinię. Tylko jak? Hm...
Na grila zabrałam ze sobą aparat. Pstrykałam tu i tam, zapoznając się ciągle z opcjami automatycznych i półautomatycznych programów. Mieliśmy także niezapowiedzianych gości.
A w ogródku zakwitły poziomki i nie tylko...
Z powodów w całej pewnie Polsce znanych zrobiliśmy dzisiaj grila, a wspomnianą już wcześniej rybkę podałam na grilowanym chlebku z tajskim sosem. Sosik już ma zagwarantowaną kulinarną karierę w naszej rodzinie. Pozostaje mi tylko przepchać solę i wyrobić jej dobrą opinię. Tylko jak? Hm...
Na grila zabrałam ze sobą aparat. Pstrykałam tu i tam, zapoznając się ciągle z opcjami automatycznych i półautomatycznych programów. Mieliśmy także niezapowiedzianych gości.
A w ogródku zakwitły poziomki i nie tylko...
Dzisiaj, jak w każdy piątek, podałam rybę. Z resztą w tym tygodniu ryba królowała na naszym stole z powodu braku czasu, który spowodowany był przyjazdem mamy N. do Polski.
Oj, ale jaki to zdrowy brak czasu!
Z tego również powodu nie pojawiało się tu zbyt wiele ostatnimi dniami. W kółko wyjazdy do rodziny i wszystkich znajomych w okolicy, a na dodatek załatwianie spraw, których normalnie N. załatwić sam nie może. Na szczęście całe zamieszanie zaczyna powoli się uspokajać, a co za tym idzie mam czas na skrobnięcie tu paru słów o rybie, za którą N. przepada (a nawet mógłby duuuużo zrobić, żeby ją dostać), a za którą ja wcale nie tęsknię, choć są takie dni, że coś mnie do niej bardzo ciągnie. Przede wszystkim jest to połączenie świeżości pomidorów, dymki (a od niechcenia cebuli) oraz dziwnie ,mogłoby się wydawać, pasującego do tego sosu. Mimo wszystko połączenie tego jest bardzo zaskakujące. I już mówię, jakiż to przepis tak często powtarzam. Otóż pochodzi on ze strony Kamisa, a dokładniej spod tego adresu: ryba w sosie musztardowym.
Oj, ale jaki to zdrowy brak czasu!
Z tego również powodu nie pojawiało się tu zbyt wiele ostatnimi dniami. W kółko wyjazdy do rodziny i wszystkich znajomych w okolicy, a na dodatek załatwianie spraw, których normalnie N. załatwić sam nie może. Na szczęście całe zamieszanie zaczyna powoli się uspokajać, a co za tym idzie mam czas na skrobnięcie tu paru słów o rybie, za którą N. przepada (a nawet mógłby duuuużo zrobić, żeby ją dostać), a za którą ja wcale nie tęsknię, choć są takie dni, że coś mnie do niej bardzo ciągnie. Przede wszystkim jest to połączenie świeżości pomidorów, dymki (a od niechcenia cebuli) oraz dziwnie ,mogłoby się wydawać, pasującego do tego sosu. Mimo wszystko połączenie tego jest bardzo zaskakujące. I już mówię, jakiż to przepis tak często powtarzam. Otóż pochodzi on ze strony Kamisa, a dokładniej spod tego adresu: ryba w sosie musztardowym.
A jeszcze dokładniej na pangę w sosie porowo-śmietanowym zaczerpnięty z MM. Przyznam bez bicia, że pomysł ten jest wspaniały, a panga w tym wydaniu, jest jak dla mnie jedyną wersją dania, w którego roli głównej panga może starać się o nominację do kuchennego Oscara :-) Delikatna, śmietanowa, pozbawiona pangowego zapachu...
Dodałam trochę za dużo śmietany, ale szkoda było mi zostawiać troszeczkę w kubku, więc dodałam chlapkę więcej. Potrawa nic na tym nie straciła, ale rybki trzeba wprawnym okiem spod sosiku wyglądać. Na zadość uczynienie zyskałam na tej śmietanowej wpadce nieco wilgotności i sosistości, co bardzo sobie w potrawach cenię. Mniam!
PS. I jak zwykle grzech główny: powinna być podana z piure, a my jak zwykle... ryż.
Dodałam trochę za dużo śmietany, ale szkoda było mi zostawiać troszeczkę w kubku, więc dodałam chlapkę więcej. Potrawa nic na tym nie straciła, ale rybki trzeba wprawnym okiem spod sosiku wyglądać. Na zadość uczynienie zyskałam na tej śmietanowej wpadce nieco wilgotności i sosistości, co bardzo sobie w potrawach cenię. Mniam!
PS. I jak zwykle grzech główny: powinna być podana z piure, a my jak zwykle... ryż.
Ostatnia nasza przygoda z dorszem nie była zbyt smaczna. Można to wrzucić w szufladkę z dobrymi przepisami, ale ani nie nadzwyczajnymi ani też takimi, do których chętnie i często się wraca. Być może inny gatunek ryby sprawiłby się w tym miejscu lepiej, bo sosik był całkiem, całkiem.
Dziś znalazłam kolejny powód, żeby na nowo zaprzyjaźnić się z dorszem. Tym razem wybrałam inny przepis z Mniamowej strony, a mianowicie na rybę pieczoną na blasze z zielonym pieprzem. W lodówce znalazłam wszystko potrzene do tego przepisu, więc szybciutko zabrałam się za przyrządzanie. Zrobiłam z połowy porcji, gdyż mimo wszystko mamy jednego anydorszowego domownika.
Po degustacji mogę powiedzieć, że dorsz przyjaźni się z masełkiem i daje wspaniałe doznania smakowe.
Dziś znalazłam kolejny powód, żeby na nowo zaprzyjaźnić się z dorszem. Tym razem wybrałam inny przepis z Mniamowej strony, a mianowicie na rybę pieczoną na blasze z zielonym pieprzem. W lodówce znalazłam wszystko potrzene do tego przepisu, więc szybciutko zabrałam się za przyrządzanie. Zrobiłam z połowy porcji, gdyż mimo wszystko mamy jednego anydorszowego domownika.
Po degustacji mogę powiedzieć, że dorsz przyjaźni się z masełkiem i daje wspaniałe doznania smakowe.